Wprowadzenie
Pierwsze wrażenia to chaos. Obudziłeś się gdzieś, nie wiadomo gdzie. Widzisz obóz wędrownego cyrku. Dziwne, nie? Pogadaj dwa razy z tą kobietą tańczącą na pniaku. Okaże się, że nazywa się DIN! Jeszcze dziwniej, nie? Jeżeli jest to twoja pierwsza gra ze wspaniałej serii powiem ci, że to jest jedna z bogiń, która stworzyła Hyrule. Teraz będzie wstawka filmowa, która zamiast rozwiać wszelkie problemy rodzi coraz więcej pytań... Din zostaje porwana do jakiejś mrocznej świątyni przez kolesia, który zwie się Onox. Potem gada coś od rzeczy o porach roku i nagle mieszają się pory roku. Oj coraz gorzej, coraz gorzej... Startujesz grę w zimie(!), Gdzie Impa, która jest opiekunką Zeldy(!!), (Jeżeli to twoja pierwsza Zeldy- księżniczki, o której ratowanie chodzi w 50% gier z serii), poleci ci przesłanie wiadomości do Wielkiego Gadającego Drzewa, dalej zwanego Maku Tree(!!!). No cóż, tekst ten wprawia w zawroty głowy, szczególnie tych, którzy grają w Zeldę po raz pierwszy... Albo polecam zagranie w pierwszą Zeldę na NES’a albo w okarynę czasu na, N64. Jeżeli jednak zostało ci trochę cierpliwości a z dziwnymi, obcymi fabułami jesteś za pan brat, to ta gra przyniesie ci dużo przyjemności. A jeżeli jesteś już doświadczonym Zelda - playerem zauważysz pewna różnicę pomiędzy tą grą a innymi. Jest w niej o wiele mniej zagadek, gra jest nastawiona na zdolności manualne gracza. Więc nie zdziw się, gdy zamiast wielkiej zagadki w ostatnim pokoju przed kluczem do boss’a znajdzie się bez liku stworów. Dla niektórych jest to istną frajdą wyrżnąć je w pień zamiast po raz dziesiąty wysilać mózgownice, a dla niektórych będzie to klątwa, ponieważ zrobienie zagadki sprawiłoby im o wiele mniej kłopotów. Jak dla mnie jest to miła różnica po wielce trudnym Oracle of Ages, bądź po ostatnich świątyniach w Link’s Awakening. Wracając jednak do gry...