Recenzja

Cześć.
Dzisiaj mam przyjemność zrecenzować grę Legend of Zelda: The Four Swords , napisaną na konsolę przenośną GameBoy Advance.
Na początku samej recenzji muszę wszystkim wyjaśnić, że jest to tylko i wyłącznie gra z gatunku multiplayer, więc nie polecam jej wszystkim, którzy nie mają Game Linka oraz dwóch konsol na których ta gra ‘pójdzie’ lub jakiegoś znajomego, który w.w. konsolę posiada.
Cała fabuła cel tej gry głównie jest tym, że nasz główny bohater, w celu pokonania Vattiego (typowego czarnego charateru ;> ), rozszczepia się na czterech swoich sobowtórów.
Niektórzy spytają, w jaki sposób Link (bohater, jakby ktoś nie wiedział, w co wątpie ) mógł się sklonować. Odpowiedź jest prosta, zrobił to za pomocą magicznego miecza żywiołów.
Teraz, wraz ze swoimi przyszywanymi „braćmi” rusza w świat, dając porwać się temu płochemu uczuciu, przygodzie…
W tej grze, jak i w każdej tego typu panuje zasada – im więcej, tym lepiej (chodzi oczywiście o liczbę członków gry), a co więcej – im więcej, tym trudniej (potrzeba sporej współpracy, lecz gra wtedy jest przyjemniejsza i od czasu do czasu prostsza) . Maksymalnie z przyjaciółmi możemy grać w cztery osoby, lecz nie zaszkodzi pograć np. tylko w duecie.
Mimo iż gramy w zespole, każdy przez pewien czas może odłączyć się od team’u w celu rywalizacji o rupie, magiczną, obowiązującą w Hyrule walutę. Zapytacie: „Po co się rozdzielać, przecież każdy powinien mieć tyle samo kasy”… Nic bardziej złudnego. W Four Swords jest pewien system rywalizacji, polegający na tym, że kto zdobędzie najwięcej rupii dostaje odznaczenie w postaci medalu z symbolem Triforce’a. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, za każde zetknięcie z potworami część naszej forsy…. Niestety, nie usuwa się z naszego konta w nikąd, tylko rozsypuje się po planszy, dając możliwość zebrania jej przez innych… Wkurzające, nie? ^^ No właśnie… Na dodatek jeśli nasze konto wyniesie zero, umieramy.
Według mnie sporym plusem tej gry jest losowanie się map, czyli raczej się nie zdarzy, że np. jeden etap będziemy grali ciągle na tym samym terenie ;)
Natomiast jej minus to to, że nie możemy zapisać gry, póki nie przejdziemy całego etapu (składa się chyba z 3 części ;) ), co czasem może być wnerwiające…
Grafika w „Four Swordzie” jest bardzo miła dla oka, a cudne sprity po prostu są idealne, wprost wpasowują się w klimat całej gry.
Niestety, mimo że od strony graficznej gra wypada świetnie, muzyka w miarę też to ta gra ma jedną, sporą rysę… Jest nią to, że jest bardzo krótka, a więc za dużo w nią nie pogramy, można tylko wciąż ścigać się o ilość rupii na naszym liczniku i zbierać coraz więcej triforce’owych medalionów…
Oczywiście nie możemy zapominać, że ta gra to jedynie dodatek to A Link to the past, więc zadługa być chyba nie może, prawda ?
Z takim pozytywnym akcentem was żegnam, ale jeszcze tylko przedstawie wyniki tej gry, a oto one:

Grafika: 10/10
Muzyka: 6-/10
Grywalność: 3/10
Obsługa: 4+/10
Średnia: 5,75

Podsumowanie: Gra dobra jako dodatek, w większości trudność sprawia konfiguracja tej gry (potrzeba dużo akcesoriów i trudu, by móc się nią cieszyć :) ). Największym plusem jest miodna grafika, która jak na tę konsolkę jest wprost cudowna. W zasadzie jest to gra dla każdego który umie się zsynchronizować z drużyną.

Pozdrawiam,
Mr.M
Komentarze
Brak dodanych komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.