Zelda Central Fanfic
Zelda Central Fanfic
Dorosły Link stał pod drzewem i wpatrywał się w zachód słońca, obok niego stała jego wierna klacz - Epona, która zaczęła się z niepokojem rozglądać jakby coś wyczuwała. Nagle zauważyła, że wokoło nich kręcą się jakieś Poe'y. Link zerwał się, wyciągnął miecz i tarczę, a następnie stanął do walki. Poe'y jednak nie walczyły tylko latały śmiejąc się złowrogo....
Latały wokół niego śmiejąc się, i śmiejąc, powodując straszny ból głowy. Link w końcu spróbował trzasnąć pierwszego, lecz miecz tylko przeleciał po nie-materii ducha nie robiąc mu nic z tego. Słyszał jakiś szum... Czy to było szumienie drzew? Nie. Duchy jeden za sobą jakby w jakiejś parodii muzyki, śpiewały coś, każdy w innym rytmie tworząc jedną chaotyczną całość. Pod Linkiem utworzył się krąg z ognia, wystrzeliwując nagle do nieba, tworząc wielki słup, jakby podtrzymywał niebiosa. Słup opadł, nie zostawiając nic oprócz wypalonej ziemi. Epona przestraszona przegalopowała gdzieś w dal, w stronę horyzontu, a niezwykła pieśń duchów trwała, nie dając wyjść na świeże powietrze ciszy. Każdy z duchów kręcił się nad kręgiem wypalonej ziemi powtarzając wciąż i wciąż...
Nagle zaległa cisza. Wokół duchy, mimo, że wciąż hałasowały zaczęły zwalniać, a ich śmiech przeszedł w okrzyk strachu (o ile duchy się czegoś boją). Jakieś strumienie świateł zaczęły je niszczyć, potem zaległa martwa cisza.
Link padł nieprzytomny na ziemie. Obudził się, kiedy był słońce było już na niebie. Czuł straszny ból głowy, ale mimo to zorientował się, że leży przy ognisku.
Na przeciwko niego pod drzewem, siedziała młoda dziewczyna coś pichcąc nad ogniem.
W pobliżu stała przywiązana do drzewa Epona, a obok niej stał gerudiański czarny ogier.
Dziewczyna z ogierem wzbudziła w Linku niepokój. Nie wyglądała na nastawioną pokojowo. Trzymała w ręku miecz... Miecz Linka. Obok Epony leżała jego tarcza, łuk i kołczan. I oczywiście sakiewka pełna kasy. No, ogólnie mówiąc ogołociła go ze wszystkiego. Zerwał się by to jej odebrać, ale natychmiast upadł. Miał związane ręce oraz nogi. Nic nowego, spodziewał się tego. Dziewczyna zwróciła na niego uwagę.
-Obudziłeś się. Świetnie....- Wstała. Podeszła do niego i zaczęła kontynuować swoje masło maślane. Znaczy się... Swoją wypowiedź. - Wiesz może, co przepędziło duchy?
- Nie wiem.
- Ja.
Link przyjrzał się dziewczynie była cała ubrana na niebiesko i nosiła na sobie strój męski, blond włosy były podtrzymywane przez opaskę tego samego koloru, co ubranie.
- Pozwól, że się przedstawię, jestem Lina.
- A ja Link. Słuchaj Lina czy mogłabyś mi oddać moją broń i konia?
- Dobra przyznaje się chciałam obejrzeć twoje wyposażenie i stwierdzam, że jest niezłe. Też mam takie samo, ale brakuje mi tego miecza - Wskazała na miecz mistrza.
Po rozwiązaniu Linka i zwróceniu mu broni razem spożyli to, co dziewczyna piekła nad ogniem.
Po udanej uczcie, Link kontynuował konwersację z dziewczyną:
-Więc, nazywasz się Lina, czy tak?
-Tak.
-A co Cię sprowadza tu do Hyrule?
W tym momencie Lina strasznie się zamyśliła i po pewnym czasie odpowiedziała:
-Przybyłam tu by uratować mojego ojca. Został porwany przez Ganondorfa, którego śledzę już od dawna, a teraz jego ślady doprowadziły mnie aż tu.
-Ganondorf powiadasz…- W tym momencie i Link się zamyślił. – Tylko, że on jest uwięziony, chyba nie mógł się tak po prostu uwolnić, prawda?- Spytał po chwili.
-Ktoś mu pomógł. A konkretnie moja siostra.
-Chcesz mi powiedzieć, że twoja siostra pomogła porwać twojego ojca!? To takie trochę...Dziwne!
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwała Lina.
-Ruszajmy do zamku Hyrule. Wyjaśnię ci po drodze.
Podczas jazdy Lina wyjaśniła mu, że duchy ścigały ją od Erathi - jej rodzinnego królestwa.
Link spojrzał przed siebie. Byli na wzgórzu, a przed nimi stał zamek Hyrule.
Lina zatrzymała swego konia i spojrzała na krajobraz.
- Link, zatrzymaj się - rzekła.
- Co się stało?
- Mam bardzo złe przeczucia. Myślę, że rodzinie królewskiej grozi niebezpieczeństwo, musimy się pospieszyć.
Z tymi słowami uderzyła w boki konia.
Gdy dojechali przed most, brama była zamknięta.
Nagle Link spostrzegł ducha malującego mury miasta na czarno. Naciągnął cięciwę łuku i zawołał:
-Przestań malować i odwróć się w moją stronę!
Duch odwrócił się, a gdy zobaczył naciągnięty łuk zaczął trząść się ze strachu.
-Dlaczego malujesz mury na czarno?
-G-ganondorf pow-wiedział, ż-że czarny l-lepiej pasuje do j-jego zamku.
-JEGO zamku? A wiesz może, jak się uwolnił?
-Wiem tylko, że pomogła m-mu moja P-Pani.
Link zwrócił się do Liny:
-A więc to twoja siostra wysyła na nas duchy.
Lina krzyknęła do ducha:
-Jeśli chcesz żyć...eee...Istnieć, to pomóż nam się dostać do zamku!
Duch spojrzał ze zdziwieniem na Line i rzekł:
-Oczywiście, że wam pomogę, ale pod warunkiem, że mnie puścicie.
- Link, trzymaj go na muszce. Ja pójdę ukryć nasze konie.
Gdy tylko Lina ukryła Epone i ogiera, podeszła do ducha i powiedziała.
- Prowadź.
Duch ruszył w kierunku rzeki i nacisnął kamień. Tuż obok otwarły się wrota w murze.
- Trzymajcie się mnie, bo inaczej się zgubicie - Duch ruszył, a Lina i Link za nim.
- Link, ja nie ufam temu duchowi, może próbować na wciągnąć w pułapkę. Miej broń w pogotowiu. – Powiedziała Lina.
- Dobrze, Lino, ale to też się ciebie tyczy.
Podziemia okazały się być prawdziwym labiryntem i Link, i Lina nieraz o mało nie stracili ducha z oczu. W końcu dotarli jednak do wyjścia. Wyszli w jakimś zdemolowanym pomieszczeniu pełnym potrzaskanych masek.
-Sklep z maskami...-Wyszeptał Link. Rozejrzał się i dostrzegł sprzedawcę leżącego na podłodze, który zamiast się kretyńsko uśmiechać (jak to miał w zwyczaju), patrzył się w nicość i mamrotał coś do siebie.
-Pamiętasz mnie? Dzieciak z Terminy! Pomogłem ci odzyskać tą niebezpieczną maskę!
Sklepikarz nie odpowiadał, tylko dalej mamrotał coś do siebie. Link zaczął się przysłuchiwać.
-Ganondorf...Maska...On zabrał maskę...
Lina spojrzała ze zdziwieniem na Linka.
- O jaką maskę chodzi?
- Chodzi zapewne o Maskę Majory. To jest bardzo niebezpieczna maska, ale Ganondorf raczej jej nie założy. Nie jest dzieckiem.
- No, może i tak, ale nie zapominaj o tym, że może wykorzystać jakieś niewinne dziecko.
Musimy się pospieszyć i zabrać maskę Ganondorfowi.
- O ile nie jest za późno.
Lina już go nie słyszała. Wybiegła na ulice.
Link usłyszał kobiecy krzyk.
Również wybiegł na ulicę. Zobaczył dziewczynę, wyglądającą na około 5 lat od niego starszą, stojącą pośrodku rynku i walczącą ze zgrają duchów. Link miał wrażenie, że skądś ją już znał, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Niewiele myśląc rzucił się jej na ratunek, lecz gdy chciał zaatakować jednego z duchów, ten rozpłynął się w powietrzu. Spróbował z następnym, ale efekt był ten sam. Wtem duchy otoczyły Linka i dziewczynę ze wszystkich stron i zaczęły chichotać tak samo jak wtedy, gdy Link poznał Linę. Nagle zielony strumień światła przeszył na wylot jednego z nich, niszcząc go. Link dostrzegł, że Lina naciąga strzałę i celuje w następnego.
Link sięgnął po swój łuk i próbował zestrzelić jednego z duchów. Ten sam efekt, co niegdyś z mieczem. Spojrzał na Line.
Lina mierzyła strzałą w kolejnego ducha jej strzały był otoczone energią.
Kolejny strzał sięgnął celu.
Nagle usłyszeli zimny śmiech.
- A więc, Lino, znowu się spotykamy - Rzekł zimny głos spod czarnego hełmu.
Na olbrzymim rumaku siedział osobnik w czarnej zbroi. Jego twarzy nie było widać.
Lina odwróciła się do niego i wyciągnęła złotą harfę. Rozbrzmiała dziwna pieśń.
Po chwili rycerz w zbroi skamieniał.
Lina popatrzyła na mężczyznę i rzekła - Tobą później się zajmę, Lordzie Czarnej Róży.
Po chwili wróciła do wystrzeliwania duchów, a Link doszedł do wniosku, że skoro i tak jej nie pomoże, to porozmawia z nieznajomą.
-Kim jesteś?
Nieznajoma zasalutowała i wyrecytowała:
-Sierżant Carrie, oddział specjalny ds. obron rodziny królewskiej.- Przyjrzała się Linkowi i powiedziała:
-Po charakterystycznej zielonej czapce wnioskuję, że ty musisz być Link, Bohater Czasu...
-Samo "Link" wystarczy.
-Rozumiem... W każdym razie właśnie cię szukałam, kiedy zaatakowały mnie te duchy.
-Dlaczego mnie szukałaś?
Carrie zamyśliła się na chwilę i odpowiedziała:
-Ganondorf rozbił cały mój oddział i tylko mnie udało się uciec. Stwierdziłam, że skoro chce skrzywdzić rodzinę królewską to powinnam coś zrobić. Najlepiej zawiadomić Linka.
-Dobrze zrobiłaś, ale ja i tak zmierzałem już do zamku.
Lina wybiła resztę duchów i podeszła do ciemnego rycerza.
Ściągnęła go z konia i ułożyła na ziemi.
- Słuchaj Link, być może będziemy musieli uciekać z księżniczką Zeldą. Ten koń się przyda. Ja mogę zmniejszyć się do rozmiarów wróżki i wejść ci na ramię. A teraz biegiem do zamku pomóc księżniczce Zeldzie! – Rzekła do Linka.
- Masz racje, ale będziemy potrzebowali więcej koni.
Sierżant Carrie rzekła - Myślę, że w zamku znajdziemy dość koni.
- Dobra to się rozdzielamy. Ja pójdę otworzyć bramę, a ty z sierżantem idźcie pomóc Zeldzie.
Każde z nich ruszyło w swoją stronę.
Link wybiegł na wzgórze przed zamkiem i momentalnie opadła mu szczęka. Przed nim leżało z kilkuset żołnierzy, porozrzucanych po całym wzgórzu.
-Zapomniałam cię ostrzec. Ganondorf pokonał całą naszą armię.
-SAM!? To przecież nie możliwe!
-Link, on jest znacznie potężniejszy niż ostatnim razem. Ma jakiś dziwny głos, oczy demona i jeszcze taką czerwoną aurę wokół siebie.
Podbiegli do otwartej bramy zamku. "Otwartej" to złe słowo. Ona była WYWAŻONA. Carrie prowadziła Linka korytarzami, aż dotarli do ozdobnego, prowadzącego bezpośrednio do sali tronowej. Przed nimi leżał olbrzymi goron. Albo raczej coś, co kiedyś było goronem. Ręce, nogi i tułów po prostu nie były połączone. Obok leżała zbroja. Pusta zbroja. I jeszcze martwy starzec w stroju maga.
-To właśnie jest... Był mój odział.- Powiedziała Carrie.
Lina w tym samym czasie szła w kierunku bramy. Pieśń, która unieruchamiała jej wrogów zabierała jej magiczną moc.
W końcu doszła do bramy i otworzyła zwodzony most, przez który zaczęli uciekać mieszkańcy miasta.
Lina pobiegła do zamku.
W tym czasie Link i sierżant biegli w kierunku krzyków. Wbiegli do sali i ujrzeli Zeldę leżącą u stóp Ganondorfa.
-Żegnaj, księżniczko Zeldo – powiedział.
Już miał ją zabić, gdy przebiła go strzała z zieloną energią.
-Link...- Zaczęła Carrie-, Czemu nie użyłeś tego ataku, gdy walczyliśmy z duchami?
-Ja... Nie wiedziałem, że potrafię... A teraz chciałem go powstrzymać i tak jakoś ta strzała sama się zaświeciła...
Link przyjrzał się Ganondorfowi i zobaczył, o czym mówiła Carrie. To nie był ten Ganondorf, którego znał. Miał inne oczy, inny głos i w ogóle był inny. Wyczuwał otaczającą go moc.
I co najgorsze, rana po zielonej strzale już się zregenerowała.
-To było niezłe.- Powiedział Ganondorf- Ale chyba nie myślałeś, że zrobisz mi tym krzywdę? No, dobra, teraz mój ruch.
Ganondorf utworzył kulę czerwonej energii i rzucił nią w Linka.
Link nie zdążył niczego zrobić, kula przeszyła go na wylot. Padł na ziemię z olbrzymią dziurą w brzuchu.
-LINK! NIE!!- Krzyknęły jednocześnie Zelda i Carrie.
-Zamiast opłakiwać jego śmierć powróćmy do tego, co przerwaliśmy. Co to było? A, tak. Ekhem... Żegnaj, księżniczko Zeldo...
Nagle usłyszeli dziwną pieśń. Dookoła ciała Linka pojawiła się złota aura i rana zagoiła się. Link wstał. Ganondorfa ten widok zaskoczył. W drzwiach stała Lina i grała na harfie. Nie miała na sobie niebieskiego stroju, tylko długą złotą tunikę.
Spojrzała na Ganondorfa i nagle zabrzmiała inna pieśń. Król Zła został unieruchomiony.
Lina wróciła do swej postaci i rzekła.
- Carrie, bierz Zeldę. Ja wezmę Linka. Przed salą czekają konie- z tymi słowami pobiegła do wyjścia, niosąc Linka na plecach.
Link ocknął się na grzbiecie konia. Lina z Carrie i Zeldą razem z Linkiem w ostatniej chwili przeskoczyły na koniach nad rzeką.
-Czy... Ja już umarłem?- Zapytał Link.
-Nie, jeszcze żyjesz, ale niewiele brakowało.- Odpowiedziała Lina.
-Zaraz! To ty mnie uleczyłaś?
-Tak.
-Dzięki, ale... Skoro ty masz taką moc to możemy z łatwością wykończyć Ganondorfa.
-Nie mogę robić tego zbyt często. To mnie strasznie męczy.
-Rozumiem...- Link rozejrzał się wokół i napotkał wzrok Carrie. Znów wydała mu się dziwnie znajoma, zwłaszcza te oczy. Otrząsnął się i powiedział:
-Ganondorf jest znacznie potężniejszy niż wcześniej. Masz pomysł dlaczego?
Lina pomyślała przez chwilę i odpowiedziała:
-Prawdopodobnie połączył się z moją siostrą.
-Jak to "połączył"?
-Weszła w niego. Jedno ciało, a dwie osoby. Dwa w jednym. Rozumiesz?
- Eee…nie za bardzo.
- Ciężko to wyjaśnić.
Lina nagle stała się czujna, usłyszała głośne rżenie.·Zza krzaków wybiegł ogier ciągnąc za sobą Eponę, jednak, gdy ujrzała Linka od razu się uspokoiła.
Lina zeszła z konia.
- Carrie, weź konia tego rycerza, a ja wrócę na grzbiet mojego ogiera.
- Lina, gdzie my właściwie pojedziemy? – Zapytała księżniczka.
- Podejrzewam, że skoro Ganondorf ma teraz taką moc, to niełatwo będzie go pokonać.- Powiedział Link.
-Będzie bardzo trudno. Nasze szanse są naprawdę niewielkie.
-Lina...- Powiedziała Carrie- A wiesz, że Link strzelił taką samą zieloną strzałą jak ty?
-Naprawdę!?- Lina była naprawdę zdziwiona- No to nasze szanse rosną...
-Już wiem!- Wykrzyknął w olśnieniu Link- Wielkie Drzewo Deku może nam pomóc! Na pewno zdążyło się już odrodzić.
-No to kierunek -Las Kokiri.
Lina rzekła do Linka.
- Myślę, że jednak drzewo Deku nie może nam pomóc. Ganondorf ma zbyt wielką moc. Ostatnio połączył się w jedno z moim ojcem, a siostrę zamknął w lochach. Nie pytajcie skąd to wiem.
- Ale drzewo Deku może nam coś poradzić.
- Może nam posłużyć radą, a teraz musze wam coś wyznać. Do tej pory ukrywałam się z moim tytułem, ale jestem księżniczką mojego kraju.
Legenda w naszej rodzinie głosi, że jedna księżniczka zostanie wygnana.
Ta przepowiednia jest o mnie, ale szczegółów nie znam.
- Więc nie możesz wrócić do swego królestwa?
- Na razie nie.
Link cieszył się z powrotu do lasu. Chciał opowiedzieć o wszystkim Sarii. Jednak wśród witających ich Kokiri'ów nie mógł jej znaleźć. Podszedł do Mida.
-Mido, nie widziałeś może Sarii?
-Chyba siedzi na polanie w Zaginionym Lesie i gra w kółko tę swoją ulubioną melodię.
Link zwrócił się do Liny i reszty:
-Eeee... Będę wam bardzo potrzebny przy proszeniu Deku o pomoc? Chciałbym zobaczyć się ze znajomą.
-Poradzimy sobie bez ciebie.
-Link wbiegł do Zaginionego Lasu i przypomniał sobie, że nie pamięta drogi. Zagrał Minuet Lasu i przeniósł się na polanę, ale Sarii tam nie było. Zaczął biegać po całym lesie i ją nawoływać, ale nie mógł jej znaleźć. Poważnie zaniepokojony, wbiegł w pierwsze lepsze wyjście i pobiegł w stronę Wielkiego Drzewa.
Lina stała jak wyryta i wpatrywała się w nicość. Była zamknięta w niebieskim krysztale.
Drzewo Deku nie błyszczało, natomiast Carrie i Zelda próbowały walczyć z jakimś monstrum, które próbowało się dostać do miecza Liny, który leżał na ziemi.
- Link - usłyszał w swojej głowie głos Liny - zabijcie tą bestię przy pomocy mojego miecza. Zagraj na okarynie tę pieśń, którą się nauczyłeś od sprzedawcy masek.
Link podniósł miecz Liny i rzucił się do ataku na poczwarę.
Ciął mieczem, ale ataki nie skutkowały, potwór miał jakiś naturalny pancerz. Przycisnął Linka wielką łapą do ziemi. Link myślał, że to już koniec, gdy nagle usłyszał znajomy głos.
-Hej! Link!
-Navi?
-Zostawić cię na chwilę samego, a ty już pakujesz się w tarapaty.
-NA CHWILĘ!? Gdzie ty byłaś przez ostatnie...Osiem lat!?
-To gdzie byłam to moja sprawa!! Zresztą, jak ja mogłam wytrzymać z takim wielkim, egoistycznym...
-Ach tak!? A ty jesteś małą irytującą...
-Nie chcę wam przeszkadzać, ale powinniście walczyć z potworem.-Powiedziała Lina.
-Pomogę ci jak ładnie poprosisz.- Powiedziała Navi.
-Dlaczego mam prosić o pomoc małego, gadającego świetlika?
-Pewnie! Nie wiem, po co w ogóle wracałam!
-Moglibyście przestać!?- Wrzasnęła Lina.
Widać było, że jest wkurzona na swe kryształowe więzienie
- Link, widzisz jego oczy? Gdy będzie próbował cię ugryźć, trzaśnij go mieczem w oko.
- Coś jak walka z Gohmą, tak? – spytała Navi.
Link zrobił wszystko zgodnie z instrukcjami Liny i po chwili potwór upadł, po czym rozpłynął się w powietrzu, podobnie jak więzienie Liny.
-Zniszczyłem go!
-Nie. Jego nie da się zniszczyć. - Poprawiła Linka Lina- Ty go tylko odesłałeś do jego nory, gdzie będzie się odnawiał. Dobra, teraz zagraj tę piosenkę, której nauczył cię sprzedawca masek.
Link przyłożył do ust okarynę, ale coś mu nie pasowało.
-Zaraz, zaraz. Skąd wiesz o tym, że to on mnie tego nauczył? Oprócz mnie były przy tym dwie osoby. Sprzedawca masek, który leży w swoim sklepie z lekkim szokiem, oraz Tatl.-Link uśmiechnął się - W mieście mówiłaś coś o możliwości zamiany we wróżkę...
- Ooo ups! Odkryłeś mnie, ja wtedy byłam pod postacią wróżki. Ten drugi duszek to był mój brat . Razem poszliśmy na wygnanie, żeby się ukryć przed moją siostrą zmieniłam się we wróżkę.
- Tu cię mam! Udawałaś, że mnie nie znasz.
- Przepraszam, Link, ale wtedy byłam dzieckiem tak jak ty.
i podobały mi się figle, a po tym co ci zrobiłam cię przepraszam.
Zelda spojrzała na Linę.
- Ciekawe, czym nas jeszcze zaskoczysz?
- Zaskoczę cię tym, kochana Zeldo, że znam pieśń, która spowoduje, że staniemy się dziećmi w tych czasach, a jako dzieci mniej byśmy zwracali uwagę.
I ten koń, który mi towarzyszy to miał być koń Ganondorfa, ale podczas burzy udało mu się uciec i znalazł mnie.
-Hej!!- Zdenerwowała się Navi- To znaczy, że podróżowałeś z inną wróżką?
-Navi.... Czy ty jesteś...Zazdrosna?
-Ja? Zazdrosna? Nigdy!
-To dobrze. To gramy tą melodię Leczenia.
Po zagraniu melodii. Drzewo zaczęło się odradzać, powrócił mu połysk i kolor.
-Ach... Czuję się jak długim śnie...
-To przygotuj się na długą opowieść, bo mamy pewien problem.- Powiedział Link.
Po około godzinie wszystko było już wyjaśnione.
-Hmmm....Ja wam nic nie mogę poradzić....
-Co!?
-Ale spokojnie.... Mogę zwołać wielkie zebranie wróżek...
Link zauważył, że koło niego Liny nie było.
Lina poszła do wioski Kokiri i przypominała sobie swoje dzieciństwo.
Przystanęła na chwile. Ku niej zmierzał Mido.
- Czemu nie jesteś tam tylko tu? – Zapytał.
Lina nie odpowiedziała na pytanie tylko poszła do Zaginionego Lasu.
Zagrała szybko na harfie pieśń i stała się dzieckiem. Była tak samo ubrana jak dorosła, tylko że wszystko pasowało do wzrostu. Ruszyła w kierunku jednej polany i zeszła po drabince. Podeszła do pnia wspięła się na niego i pojawiły się dwa Skull Kidy.
Zaczęła za nimi grać ich pieśń na harfie.
Nagle koło niej przeleciała wróżka. I następna, i następna. Lina zaciekawiona przestała grać i pobiegła za nimi. Zobaczyła olbrzymią ilość wróżek lecących w stronę wioski. Zatrzymała jedną.
-Co się dzieje?
-Wielkie drzewo Deku zwołało zebranie.
Lina wróciła do wioski. W pierwszej chwili omal nie oślepła od blasku wszystkich wróżek. Pokrywały każdy krzak, roślinę i prawie całą trawę. Tyle było ich w powietrzu, że prawie zasłaniały słońce. Ciągle nadlatywały nowe, najróżniejszych kolorów. Niektóre zbierały się w grupki i tworzyły wielkie wróżki, których Lina zdążyła naliczyć 10, a wciąż ich przybywało. Kokiri biegały po wielkiej polanie nosząc krzesła, na których siadały wróżki. Krzesła były ustawione w półokręgu.
Lina, która wyglądała jak dziecko zaciekawiła uwagę Zeldy.
Nie potrafiła uwierzyć, że Lina, która była dorosła stała się dzieckiem.
-Strasznie... Zmalałaś.
-To przez tą piosenkę, o której ci mówiłam.
-Jakoś nie widzę sensu w zmienianiu się w dziecko. Pomóżmy lepiej Linkowi i reszcie ustawiać stół.
Link, Carrie, Mido i parę innych Kokiri składali pośrodku polany olbrzymi stół. Po pół godziny wszystko było gotowe. Na stół wleciała wielka wróżka i przemówiła:
-Rozpoczynamy Wielkie Zebranie Wróżek.
- Zeldo, ja wole być dzieckiem niż dorosłym. Pod tą postacią ani siostra, ani ojciec, ani nawet Ganondorf mnie nie pozna.
- Cicho, zobaczymy, co duża wróżka ma do powiedzenia.
- Szkoda, że nie ma tu tej całej Tatl. Zlałabym ją. – Powiedziała Navi.
Lina parsknęła śmiechem.
- Oh, Navi, myślę, że ta wróżka raczej by ciebie zlała.
Wielka Wróżka przemówiła:
-Jak wszystkie wiecie, mamy problem. I to duży. Tak duży, że trzeba było zwołać Wielkie Zebranie, aby go rozwiązać. Czy ktoś ma jakiś pomysł?
-A to nie jest przypadkiem jak w tej przepowiedni, pamiętacie: "Całe zło skupi się w jednym miejscu..." I tak dalej?- Powiedziała jedna z wróżek.
- Faktycznie. Ale miała być "Drużyna Pięciu Bohaterów". A ich jest tylko czwórka.
-Hej!- Oburzyła się Navi- A ja się już nie liczę!?
-Navi... Ciebie raczej nie można nazwać "Bohaterem"...
-A to niby, czemu? Bo jestem za mała?
Brat Tatl - Mówiono o pięciu bohaterach, prawda?
Nagle w jednej z duszków nastąpiła przemiana, zamieniła się w chłopca na oko 15 letniego.
- To chyba o mnie chodzi.
- Cześć braciszku! Widzę, że wstałeś z martwych! – rzekła Lina.
- Dlaczego jesteś taka malutka?
- Tak naprawdę jestem dorosła, ale wolę być dzieckiem.
Nagle przybiegł gerudiański ogier, uważając na wróżki.
Stanął koło Liny i cicho rżał jej do ucha.
Lina zwróciła się do Linka
- Link, mamy towarzystwo. Paru żołnierzy Ganondorfa do wyrzucenia…
- Już idę.
Przed Lasem stało sześciu opancerzonych żołnierzy. Jeden z nich powiedział:
-Przybyliśmy po miecz.
-KTÓRY?
-Jak to, „który"?
-No wiesz... Może wam chodzić o miecz Liny, Miecz Mistrza, albo nawet o...
-Mam kartkę z opisem.- Powiedział żołnierz- "Duży, dwuręczny, w kolorach tęczy, z czarnymi różami".
-Aha. Miecz Wielkiej wróżki. Ale i tak wam go nie damy.
-Radzę oddać po dobroci...
-Myślisz, że się ciebie przestraszę?
-Powinieneś...- Żołnierz uśmiechnął się, po czym przeteleportował się do centrum wioski i zaczął mamrotać jakieś zaklęcie.
Żołnierz miał strasznego pecha. Wylądował koło gerudiańskiego ogiera. Zaczął mamrotać zaklęcie, lecz go nie skończył, bo koń Liny kopnął go swoimi kopytami podkutymi podkowami z igłami, a więc żołnierz zaliczył glebę. Wylądował pod stopami Carrie, a ta go bez wahania zabiła.
- Coś mi się wydaje, że nie doceniałam Carrie. – Powiedziała zaskoczone Navi.
Tymczasem Lina i Link rozprawili się z pozostałymi żołnierzami.
-Dobra, chyba jesteśmy gotowi do starcia z Ganondorfem. Ruszamy!
Do Linka podleciała jedna z wróżek, ta sama, która kiedyś dała mu Miecz Wielkiej Wróżki.
-Miecz... Gdzie go masz?
-Jest w moim domku na drzewie.
-Musisz go wziąć ze sobą. W lesie nie będzie bezpieczny.
-Dobrze.
Gdy wyjechali na Pole Hyrule, niebo było ciemne. Miało lekki odcień krwistej czerwieni.
-Wie ktoś, która jest godzina?- Zapytał Link.
-Coś koło południa.- Odpowiedział Tael.
-To teraz powinno świecić słońce?
- Coś mi się wydaje, że mamy problem, Link. - Rzekła Lina rozglądając się z uwagą. Po chwili wahania wyciągnęła harfę i zagrała pieśń. Na jej twarzy widać było skupienie. Po chwili Zelda zauważyła, że zbladła.
-Niedobrze. Bardzo niedobrze. Moja mama ma problem, siły Ganondorfa szturmują na Miasto w Erathi.
A do tego mama mi powiedziała, że żeby pokonać Ganona potrzeba trzech rzeczy. Miecz królewski ten, który ja noszę, Miecz Tęczowej Barwy, a także króla jakiś koni.
- Co my teraz zrobimy?
Zaczął padać deszcz, który po jakimś czasie przeszedł w burzę. Nagle Epona zarżała i zaczęła galopować na oślep.
-Hej... Zatrzymaj się... Prrrr.... STÓJ!- Link na próżno próbował zatrzymać Eponę. Zatrzymała się dopiero przed zamkiem. Link nie mógł uwierzyć własnym oczom. Owszem, Ganondorf już kiedyś przebudował zamek, ale miał na to siedem lat. A teraz...
Reszta zanim pogalopowała.
- Link, co się stało?
- Sami zobaczcie…
Zamek był koloru czarnego. Olbrzymie wieże wznosiły się do nieba, a po murach wchodzili strażnicy.
- Skąd to się wzięło? - Zadał pytanie brat Liny.
- Połączenie z moim ojcem nie dałoby aż takiego efektu.
-To jak się tam dostaniemy? Chyba Ganondorf nie otworzy nam tak po prostu frontowej bramy? -Powiedział Link.
Nagle brama zamku zaczęła powoli się otwierać, a wszyscy usłyszeli w głowach głos Ganondorfa
-Wejdźcie... Jeśli oczywiście się odważycie...
Lina weszła pierwsza, za nią cała reszta, Carrie na końcu. Brama zamknęła się za nimi.
-Super... Teraz nie mamy którędy wrócić...- Westchnęła Zelda.
Nagle Lina zatrzymała się. Otoczyło ją dziwne światło. Na chwilę jasny blask wszystkich oślepił, a kiedy odzyskali wzrok, Liny już nie było.
-Co... Co się jej stało? -Zapytał Link. Tael podszedł do miejsca skąd zniknęła Lina i powiedział:
-Magiczna pułapka. Jednorazowa.
Link pobladł i zastanowił się przez chwile. No tak, Lina zmieniła się znowu w dorosłą zanim wjechała do zamku. Nagle w głowach usłyszeli głos Liny.
- Link słyszysz mnie?
- Tak.
- Link, słuchaj, telepatycznie nauczę cię pieśni, która was przeniesie do zamku Erathi. Musicie bronić miecza szafirowej róży. I mam jeszcze jedną prośbę. Zajmij się pod moją nieobecnością moim koniem, ta pieśń go do ciebie przywoła.
Link nauczył się hymnu Erathi.
-Nie szukajcie mnie, poradzę sobie!
Ganondorf wie, że nie mogę się przenieść, ale wy możecie.
Tymczasem w Zamku Ganona…
Lina stała pośrodku komnaty bez drzwi. Nie wiadomo skąd rozbrzmiewała strasznie głośna, złowroga muzyka. Rozglądała się przez dłuższą chwilę, aż trafiła wzrokiem na Lorda Czarnej Róży. Sięgnęła po harfę i zaczęła grać melodię zamieniającą w kamień, ale ta upiorna muzyka całkowicie ją zagłuszała.
-I co, droga Lino?- Powiedział Lord -Twoje sztuczki już nie działają? I bardzo dobrze! Możemy stoczyć uczciwy rewanż!
Linie pot pojawił się na czole, powoli wyciągnęła miecz i tarczę z pleców.
Ten sam ruch wykonał jej przeciwnik, równo skoczyli na siebie z mieczami.
Lord Czarnej Róży usłyszał w swojej głowie głos Ganondorfa: „Tylko jej nie zabij, to rozkaz!”
Co chwila ostrza się ze sobą krzyżowały. Lina zauważyła jedną z okazji i zadała cios w zbroje, lecz ta wytrzymała. Domyśliła się, że nie miała szans zasłonić się tarczą. Miecz lorda przebił bez problemu ubranie dziewczyny.
Z rany krew się polała, lecz ona nie zwróciła na to uwagi.
Wiedziała, że przeciwnik ma przewagę. „Ale” - pomyślała – „Nawet, jeśli polegnę, to zginę z honorem".
Sale rozdarł krzyk Liny, dostała w ramię, z którego pociekła krew.
Jej ruchy stały się wolniejsze. Wyciągnęła z kieszeni butelkę z napojem, po czym go wypiła.
Tymczasem w Erathii...
-Witaj matko! Lina wyczuła, że coś się dzieje.- Powiedział Tael.
-Witaj Tael! Tak, niestety źle się dzieje. Armię Czarnej Róży wspomagają teraz siły Ganondorfa. Nasi żołnierze starają się jak mogą, ale nie mają szans. Zresztą, sami zobaczcie.
Królowa wyszła na balkon, a cała reszta za nią. Z balkonu był wspaniały widok na wzgórza... I na bitwę, która się tam odbywała. Wojownicy w błękitnych zbrojach walczyli z armią orków, smoków i masy innych potworów, która przerastała ich co najmniej dwa razy.
-Prędzej czy później przegramy... - westchnęła królowa.
-Matko!- powiedział Tael -Przecież przez wzgórza płynie bardzo szeroka rzeka! Moglibyśmy wspomóc żołnierzy naszą flotą!
-Niestety, synu. Nie możemy.
Wróćmy do zamku Ganona.
Lina po kolejnej serii ataków Lorda Czarnej Róży czuła się coraz gorzej.
,,Jeszcze jeden cios, a będzie po mnie" - pomyślała.
Miecz jej wytrącono z ręki, jedynie tarczą się broniła. Nie mogła użyć łuku, coś jej na to nie pozwalało.
-Zapewne ta muzyka. Kto ją gra?
Piętro wyżej na organach melodie grał Gandorf.
Lord Czarnej róży już miał jej zadać ostateczny cis, kiedy coś go uderzyło w plecy. Odwrócił się i zobaczył wiszący w powietrzu miecz Liny, który atakował go sam z siebie.
-Co to jest? Jakiś nawiedzony miecz?- zapytał Lord.
Nie mając zbytniego wyboru zaczął walczyć. Jednak znacznie trudniej trafić przeciwnika, gdy goni ma, a jest tylko sama broń. Na dodatek miecz latał w lewo i w prawo, co utrudniało sprawę. Miecz zaczął świecić białym blaskiem i atakować coraz szybciej. Przez chwilę wydawało się, że może wygrać.
Ale Lina ma pecha nagle miecz jej opadł i złowróżbna muzyka ucichła.
Usłyszano.
- Na dzisiaj dość Lordzie Czarnej Róży przecież ci rozkazałem byś jej nie zabijał za nie posłuszeństwo czeka cię sroga kara.
A teraz ogłusz ją.
Lord zadał Linie cios płazem w wokół zapanowała ciemność.
Tymczasem w Erathi siły Ganona zaczęły zdobywać zamek.
Tael wydawał rozkazy.
Link szukał miecza szafirowej róży nagle natrafił na pokój z dziecinnymi zabawkami w szkatule zrobionej ze szkła leżał miecz wykonany z szafiru.
Rękojeść była w kształcie róży.
Link schwycił ostrze w rękę ostrze zajarzyło się niebieskim światłem.·Wyszedł z komnaty na korytarzu stała Carrie.
- Link ten miecz jest twój- dała mu miecz mistrza
Tymczasem w zamku Ganona.
Lipne strasznie bolała głowa oparła się na łokciu leżała w jakieś sali.
Cały jej ekwipunek został jej zabrany poza złotą harfą.
Lina wzięła ją do ręki i zagrała pieśń uzdrowienia przy pomocy której wyleczyła swoje rany.
Wstała powoli z ziemi i zaczęła rozglądać się po swym więzieniu.
- Gdzie ja jestem - Pomyślała .
- Czemu rycerz czarnej róży mnie nie wykończył jak miał ku temu okazje -
O co w tym wszystkim chodzi, po co jestem potrzebna Ganonowi?·Przecież nie ma we mnie nic nie zwykłego.·Na wysokiej wieży w zamku Ganona przy oknie stała dziewczyna ubrana w szatę była bardzo podobna do Liny to bez wątpienia jej siostra.
Jeden z żołnierzy Gerudiańskiego króla zszedł do lochów i usłyszał cichą pieśń była pełna smutku, ale i nadziei.
Lina podniosła oczy znad swojej harfy usłyszała wyraźne kroki odrazu przestała grać i odwróciła się plecami do drzwi.
Szczęk zamku sam mówił, że ktoś przyszedł złożyć jej niechcianą przez nią wizytę.
Zaczęło padać, jakby któraś z bogiń płakała nad przyszłym losem Liny. Fale wody spadały na ziemie, wiatr wył wyrywając całe gałęzie z drzew. Trawa tańczyła przy muzyce opadających kropel. Zrobiło się niezwykle mroczno, tak jakby ktoś wylał atrament na panoramę tej krainy. Ziemia zadrżała a piorun rozszczepił horyzont na bliźniacze części. Gwiazdy zapłonęły nienaturalnie krwawym blaskiem, a księżyc zapłonął. Lina wpatrywała się w ów pokaz niezwykłych sił natury, lecz cichy odgłos kroków około metra od niej obudził ja z letargu. Człowiek, o ile to był człowiek z pewnością różnił się od innych. Znad pełnego - czarno szkarłatnego hełmu widać było tylko blado zielone, przymrużone teraz oczy. Zbroja była W podobnych barwach, płytowa, w niektórych miejscach z kolcami z żelaza. Pod brodą wojownika znajdowała się broszka w kształcie pysku smoka, który w zębach przytrzymywał czarny płaszcz spływający jak wodospad aż po kostki. Wizerunek okrutnego rycerza dokańczały żelazne buty oraz miecz w okutej stalową rękawicą ręce. Ów miecz był najbardziej niezwykły. Z licznymi żłobieniami i znakami okultystycznymi, oraz z jelcem przypominającym skrzydła smoka. Na końcu zaś miesza znajdował się kryształ o barwie osocza, który lśnił na wzór księżyca. Odezwał się głos, głos człowieka, który zaprzedał duszę celom nieosiągalnym dla człowieka.
-Przyszedłem, gdyż musisz poznać swe przeznaczenie...
Błyskawica znów przecięła horyzont.
Lina odwróciła się do rycerza, który przyszedł cofnęła się kilka kroków i popatrzyła prosto w oczy nie widział w nich ludzkiego.
- Kim jesteś, czego chcesz? Służysz pewnie Ganonowi.·Jeśli czegoś chce się ode mnie dowiedzieć to nic mu nie powiem.
I nie mam przeznaczenia.
Lina zawahała się przez chwile zaczęła szukać po kieszeniach rzeczy, która paraliżowała nie jej piosenka, ale butelka, w której zamknęła gaz nie znalazła go przy sobie.
-Pewnie znasz przysięgę żołnierzy czarnej róży- zaczął powoli. Lina zmarszczyła brwi, splunęła mu pod stopy, po czym odrzekła
-Nie znam, nie uczę się na pamięć tych herezji i okrzyków chaosu, które nazywacie pompatycznie swym kodeksem- głos jej był drżący, chciała wybuchnąć płaczem, gdyż mieszanka bezsilności i złości panowała w jej duszy. A żołnierz stał w niezmiennej pozycji. Normalnie znając charakter żołdaków czarnej róży zdenerwował się i uderzyłby dziewczynę w twarz. Ale on stał. Stał i patrzył się swym świdrującym spojrzeniem na Linę.
-&"Będę posłusznie oddawał hołd Hrabi Czarnej Róży, będę spełniać wolę jego, będę dążył do scalenia świata, aż do końca żywota" - wyrecytował. Po raz pierwszy od czasu wejścia poruszył się - zamknął powieki i choć przez chwilę blado zielone oczy przestały zadawać wewnętrzny ból. Lina stwierdziła, że jeżeli ma zginąć to woli zatrzymać chociaż wolną wolę. Zbuntowanym głosem rzekła
-Co mnie to obchodzi? Myślisz, ze chorą gadką swojego pana, oby piekło było godne tego drania, zamroczysz mi umysł?
Ręka żołnierza zadrżała a miecz mimowolnie przesunął się w stronę karku Liny.
-Nnn… NIE OBRAŻAJ MEGO PANA!- Wrzasnął w końcu. Dyszał ze złości. Lina w szaleńczym porywie nadziei kontynuowała.
-Myślisz, że w Hrabi jest, choć trochę normalnego umysłu dążącego do "scalenia świata"? Chyba żartujesz! To wariat dążący do bogactwa, dla którego ważna jest tylko władza!- Wrzasnęła uśmiechając się jadowicie. Żołnierz zawył, po czym ciał mieczem płasko z prawa na lewo. Klinga zatrzymała się centymetr od bladego policzka dziewczyny.
-Nigdy więcej tego nie próbuj- wyrzucił dysząc nie ze zmęczenia tylko z gniewu. Nastąpiła cisza, która zagłuszało tylko sapanie żołnierza.
-Ale wracając... właśnie. Dążymy do władzy. Nie chodzi tu o władzę despotyczną. Dążymy do zniesienia jakichkolwiek granic, by cały świat był jednym. Dzięki temu nie będzie wojen. Teraz przelewamy krew by doszło do ładu i porządku pod władzą Ganondorfa.- żołnierz uspokoił się i wrócił do swej starej postawy.
-Żeby cały świat stał się jednym? Ciekawa propozycja. Jednym. Pod krwawymi rządami Ganondorfa. Jednym. Gdzie będzie panował wyzysk a ci "żołnierze" jak nazywacie swoich barbarzyńskich grabieżców żyliby w zamkach ze złota? Ta, to zdecydowanie była by jedność.- Zakończyła w jej mniemaniu Lina. Żołnierz podniósł brwi.
-To, co mówisz nie ma sensu. Zapanuje pokój. Nie będzie wojen, chciwości, czy właśnie wyzysku. Dlatego proponuje ci byś się do nas dołączyła i poznała jak smakuje jedność w prawie i porządku.- Nastąpiła kolejna chwila ciszy, podczas której Lina udawała, iż się zastanawia.
-Tak, to zdecydowanie dobra propozycja... Tak siat byłby zdecydowanie lepszy od tego dzisiejszego.
-Wspaniale, za chwilę pojawi się tutaj zbrojmistrz i wyposaży cię w ekwipunek godny rycerza czarnej róży. Nie pozwolę by tak utalentowana kobieta jak ty walczyła pośród żółtodziobów - zostaniesz od razu moją prawą ręką.- Odrzekł dumnie żołnierz. Zdjął hełm. Okazało się, iż jego był niezwykle młody jak na swoją posturę - nie mógł mieć więcej niż 20 lat. Miał bladą cerę, mały nos, przedtem będące w cieniu hełmu blado zielone oczy oraz kruczoczarne włosy po szyję. Wyszedł zadowolony z siebie. Kilkanaście metrów dalej zatrzymał się w podłużnej sali z czerwonym dywanem na środku, po czym rzekł oficjalnym głosem:
-Udało mi się panie, ona jest po naszej stronie Hrabio Ganondorfie- Osoba, do której skierowane były te słowa obróciła się, po czym odrzekła
-Kogoś takiego mi potrzeba, kogoś takiego jak wasza dwójka. Mając ciebie Garecie oraz ją mamy szansę odbić miecz, na którym nam tak zależy. Nie minie cię nagroda - weźmiesz miejsce tego nieudacznika, którego kiedyś zwano Lordem. Teraz ty nim jesteś, idź i walcz w me imię i dla scalenia świata w ładzie i porządku.
-Aż do zakończenia mego żywota, o panie- Odrzekł wstając Garet. Zawahał się chwile, po czym obrócił się i wyszedł z sali.
-Tael! Zwołaj wszystkich do sali tronowej! -Krzyknął Link.
-Po co?
-Zaufaj mi!
Tael wydał rozkaz stojącemu obok niego trębaczowi i po chwili dźwięk nakazujący wszystkim zebranie się w sali tronowej rozległ się po wszystkich korytarzach. Rycerze zaczęli zbiegać się ze wszystkich stron, niektórzy w biegu zabijali goniące ich stwory. W końcu wszyscy zebrali się w sali tronowej.
Link nagle wyczuł niepokój martwił się o Line.
Lina odczekała aż rycerz wyjdzie.
,, Ganondorf jest głupcem, jeśli myśli, że przekona mnie tak prosto najpierw się stąd wydostane i wrócę do Erathi by pomóc swym ludziom, ale najpierw trzeba poinformować Linka, co i jak "
Schwyciła do ręki swoją harfę i zagrała pieśń przy pomocy której łączyła się telepatycznie z Ludźmi.
W głowie Linka usłyszał głos.
- Link słyszysz mnie to ja Lina.
Słuchaj Link Ganon chce mnie wcielić do swojej armii chce rządzić w pokoju i zgodzie, ale wiem, że tu chodzi o trzy legendarne ostrza.
Jedni jest w moim zamku, drugie jest w zamku w krainie Erel, ostatnie w krainie Hyrule ukryte głęboko pod wodą.·Link ja przybędę do was jak tylko będę mogła jak tylko oddadzą mi broń i wyjadę za miasto wezwę swojego konia i im nawieje a tymczasem wyłączam się.
W głowie Linka nastała pustka.
Lina uśmiechnęła się pod nosem,, Jeśli myślą ze zdobędą miecz szafirowej róży to się grubo mylą.
Żadna zła istota nie może dotknąć tego ostrza a z dobrych tylko wybrani.
Link zwrócił się do królowej:
-Gdzie jest kraina Erel?
-Piekielna Wyspa? Niewiele na północ od naszego królestwa.
-Dlaczego nazywacie ją Piekielną Wyspą?
-Legenda mówi, że znajduje się tam góra, wewnątrz której znajdują się wrota piekieł, których pilnuje demoniczny wilk, za którymi znajduje się legendarny miecz.
-Matko.- Powiedział Tael -Daj nam statek z załogą, abyśmy mogli się tam dostać.
-Niestety, żaden z moich żeglarzy nie odważy się tam popłynąć, z obawy przed potworem morskim.
-Myślałem, że to tylko legenda.
-Niestety, potwór istnieje.
W zamku wśród ciszy rozległy się szybkie kroki.
"Kobieta w armii czarnej róży, ten Ganondorf do reszty zwariował, przecież ktoś taki tylko pogorszy dyscyplinę"- myślał zbrojmistrz. Trzymał w ręku metr, kartkę, ołówek. "Zbroja dla kobiety w armii czarnej róży...". Myśli wędrowały swoją drogą, kiedy w końcu doszedł do celi. Miał już powiedzieć coś, kiedy zdziwienie go obezwładniło- kobieta ów siedziała przy harfie i delikatnie muskała jej struny będąc w letargu. Lina w końcu przerwała.
Zbrojmistrz szybko wyciągnął nóż schowany pod podeszwą buta, po czym poruszył kilka razy ręką w geście karzącym odnieść harfę na bok. Dziewczyna wiedziała, ze w tej chwili nie poradzi nic, nawet gdyby obezwładniła nieznającego się na walce wręcz starego człowieka przed nią. Zostawiła harfę na ziemi.
-D..d..d..dalej z tym!- Jąkał się zbrojmistrz. Groził sztyletem groteskowo. Lina zamknęła oczy upuściła głowę i posunęła harfę w sam kąt pokoju.
-Tylko nie myśl, że ujdzie ci to na sucho!- Odparł już pewny siebie starzec. Nigdy nie lubił magii, uważał to za jedną z tych rzeczy, które nie powinny się znaleźć na świecie.-Zaraz zawołam Lorda!- Dokończył, po czym wrzasnął na cały głos "Lordzie!". Starzec zdziwił się, gdy zamiast pełnej zmarszczek twarz zauważył twarz Gareta.
-Sir Garecie, wiesz może gdzie znajduje się Lord?- Starzec wysapał. W jego oczach zobaczyć można było szaleńcze błyski. Po raz pierwszy zagroził komuś, kto łamał kodeks. Możliwe, że zostanie odznaczony, gdyż uprawianie magii w więzieniu to poważne wykroczenie.
-Głupcze! Ja jestem teraz Lordem, i to z woli samego Ganondorfa! Po za tym nie waż się obrażać swej przyszłej przełożonej!- Odparł nie głośno, ale stanowczo Lord. Zbrojmistrz zamrugał kilka razu oczyma, zaklął, po czym skłonił się i przeprosił, chociaż w sercu panowała czysta zawiść.
-Lino czy za pomocą tego hmmm... Instrumentu uprawiałaś jakieś obrządki magiczne? Odpowiedz mi proszę gdyż niektórzy mogą mieć wątpliwości...- Garet przybrał ton oficjalny. Jego przyjęła wygląd pytający, uprzejmi jednak zniewalająco sztuczny. Lina kontynuowała swój plan stworzony na prędce.
-Nie Lordzie, pogrywałam z radości, iż mogę przyłączyć się do organizacji tak ceniącej pokój...- Pokornie odrzekła. Garet podał jej rękę dłonią do dołu, po czym chwycił harfę. Lina oparła rękę, po czym powstała. Garet podał jej harfę, po czym oboje odeszli. Garet jednak obrócił się w pewnym momencie, po czym rozkazał zrobić starcowi zbroję najprzedniejszą dla przyszłej prawej ręki lorda. Wrócił do dziewczyny, po czym szepnął
-przepraszam za swoich niekompetentnych podwładnych, mam nadzieję, iż więcej nikt nie będzie cię musiał obrażać...- Usłyszawszy to lina przytaknęła, pokazując, że nie musi się tym martwić. Tymczasem starzec zaczął naprawdę się gniewać.
"Nie wyszła nawet z więzienia a już zawróciła naszemu Lordowi, oj przyszły ciężkie czasy dla nas, szczególnie podczas wojny..." Myślał starzec...
Lina spojrzała na świeżo upieczonego Lorda.
- Panie musze ci wyznać, że ja nie przepadam za zbrojami, ale jeśli to konieczne mogę ją założyć.
Lina uśmiechnęła się pod nosem,, Ta harfa to najpotężniejsza broń, jaką teraz mam ".
Lord wszedł z nią do jakieś wieży i kazał oddać ekwipunek Liny.
Poszedł z nią do stajni i pokazał jej konie.
Ona jednak powiedziała ze nie potrzebuje konia.
Wyszła przed stajnie i zagrała pieśń przywołująca Gerudiańskiego ogiera.
Po chwili, gdy Lord wyszedł zastał kilku żołnierzy z rozdziawionymi buziami koło Liny stał naprawdę olbrzymi koń nawet król nie mógł się takim pochwalić tymczasem rumak oparł swoją głowę o ramie dziewczyny. Sir Garet podszedł bliżej.
Koń miał na sobie zbroje nabijaną kolcami a siodło miał ze złota z kilkoma ozdobami.
- Chyba ci nie wspominałam, że jestem księżniczką- rzekła Lina z uśmiechem.
-Ciekawa jestem, czy Ganondorf też ma takiego konia.
-O, nie.- Powiedział Garet -Ganondorf w ogóle nie ma konia.
-Jak to?- Zdziwiła się Lina -Będzie maszerował?
Nagle pokrył ich olbrzymi cień. Lina spojrzała w górę i zobaczyła Ganondorf dosiadającego smoka. Wylądował, unosząc w powietrze tumany kurzu.
-Przyznasz Lino, że przy tym twój konik nie wygląda tak wspaniale. Oczywiście, poza wielką siłą mój wierzchowiec ma jeszcze jedną dużą zaletę- lata. A ja jako przywódca muszę mieć widok z góry na pole bitwy.
Koń Liny podszedł do smoka i prychnął mu w twarz. Smok otworzył pysk i ziewnął. Koń Liny cofnął się, a po chwili wszyscy wokół poczuli niesamowity smród. Kiedy Lina już ochłonęła, zapytała Ganondorf:
-Do jakiej bitwy my się właściwie przygotowujemy?
-Myślałem, że jak zdobędę zamek to tak jakbym zdobył już całe królestwo. Tymczasem pozostałe rasy- Goroni, Zory i Gerudo, utworzyły sojusz.
-A Kokiri.
-Nie bądź śmieszna. Po pierwsze, nie mogą opuścić tego swojego lasu. Po drugie, to są dzieci, a nie wojownicy. Tak czy inaczej, pozostałe rasy utworzyły sojusz i zebrały się w jednym miejscu.
-Gdzie?
-W fortecy Gerudo. Twierdzą, że dopóki jej nie zdobędą, nie zdobędą Hyrule.
- hmm no tak.
Lina zerknęła na swojego konia.
Podeszła do niego i go podrapała za uchem.
- Tornado jesteś warty dwadzieścia takich smoków- szepnęła mu do ucha - i jesteś jedyną dla mnie szybka drogą ucieczki.
Ale jeśli chodzi o smoki to przy pomocy kilku pieśń mogę nawet zapanować nad smokiem tylko sprawdzę czy jest jakiś w pobliżu.
Szybko zagrała pieśń, w której nie można było odróżnić nut i nagle z chmur wyfrunął niebieski smok i się rozejrzał Lina nie przestawała nawet ma chwile w końcu smok wylądował koło niej i popatrzył nią jak wierny pies.
Ganondorf przypomniał sobie skrawek legendy,, Dziewczyna władająca smokami a także końmi robi się coraz ciekawiej a do tego używa do tego tej harfy''.
Ganondorf zmrużył oczy patrząc na harfę. Skądś ją znał, a wspomnienie z nią związane nie było miłe. Garet patrzył się na swego pana, próbując rozszyfrować jego myśli. W końcu wódz zszedł na ziemię, podszedł do smoka, po czym szepnął mu do podłużnego ucha
-Pamiętasz tą harfę Ercon?- W odpowiedzi smok wypuścił parę z nozdrzy. W głowie tymczasem Ganondorf usłyszał w głowie długie podłużne, pełne jadu Tak.
-Ale skąd, Erconie, skąd?- Nerwowo drapał się po brodzie. Lina zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się jego dziwne zachowanie,. oraz ten wzrok, który ciągle szukał harfy za jej pazuchą.
-Podaj to dziecko- rzekł w końcu Ganondorf a jego wielka dłoń zwróciła się w stronę dziewczyny. Z pewnością nie podobało się jej jak mówią jej per" dziecko", ale nie widząc innego wyjścia podała harfę. Twarz wodza czarnej róży okazała wielkie zdziwienie.
-Niezwykłe, skąd masz tą harfę?
-Zzz...zzz...Znalazłam nad rzeką, wypłynęła nad brzeg- odparła przerażona agresywnym tonem.
-Znaleźć legendarną harfę Nayru w rzece, a to historia!
Lina lekko zbladła.
- Legendarna harfa Nayru, ja nie wiedziałam.
Lina się zamyśliła,, To było wtedy przy moich narodzinach duchy przodków podarowali mi tą harfę mówiąc coś o legendzie to nie była tylko harfa, lecz też miecz szafirowej róży na to wychodzi ze moje przeznaczenie się spełni''.
Ganondorf przerwał cisze.
- Chwilowo zabiorę te harfę.
Nagle jęknął i opuścił harfę na ziemie.
Harfa zaczęła grać sama z siebie melodię nieznaną nikomu nawet Linie.
Lina zerknęła na swojego konia coś był nie tak.
Rumak miał teraz czerwone oczy a z nozdrzy unosił się, co jakiś czas dym kopyta świeciły jak rozżarzony węgiel.
Nagle nie tylko Ganon, ale i żołnierze usłyszeli stukot kopyt nagle zaczął padać deszcz z mgły wyłonił się sześcionogi koń a na nim siedział rycerz o czerwonych oczach.
Rycerz wyciągnął miecz i skoczył na koniu na Ganona nie zabił go, ale ogłuszył.
Zatrzymał konia i odwrócił się do Liny.
- Lina ofiarowuje ci moc Eratyńskiego bohatera weź ten miecz.
W ręku dziewczyny pojawiła się broń a także przy pasie wisiał harfa.
Lina nie zwróciła żadnej uwagi na rycerzy, którzy stali wmurowani podeszła do konia i się na niego wspięła zagrała hymn Erathi i zniknęła im sprzed nosa.
Teraz wróćmy do Erathi.
Niewielka garstka żołnierzy wpatrywała się w drzwi do sali tronowej. Miały bardzo małe szanse na przetrwanie następnego ciosu. I nie przetrwały. Z hukiem opadły na ziemię, a do sali wlała się fala rycerzy Czarnej Róży i orków. Link wiedział, ze nie mają szans. Był pewien, że reszta też o tym wie. Ale mimo to walczyli. Walczyli do końca, mimo że ich ilość malała z każdą minutą. Nagle pośrodku sali błysnęło światło. I zgasło. Po chwili w tym samym miejscu pojawił się słup niebieskiego światła, które zabarwiło cały pokój. Nagle w słupie pojawił się olbrzymi koń, a na nim Lina, trzymająca w ręku wielki miecz. Z nozdrzy konia zaczął wylatywać niebieski dym, który rozchodził się po całym zamku. Wszyscy spojrzeli w stronę słupa światła.
Lina długo się nie wahała machnęła mieczem w powietrzu pierwsze szeregi wroga padły martwe. Następne stanęły jak wryte.·Olbrzymi rumak zaszarżował na nich.
A w ścianie zamku nagle zrobiła się dziura i zerknął przez nią smok.
Po chwili ci co się wdarli byli wycięci w pień Lina która wróciła dała im nową nadzieje.
Smok zionął kilka razy i wroga armia została zdziesiątkowana nie dobitki zostały wzięte do nie woli.
Lina nagle rzekła- Witajcie wszyscy.
Uśmiechnęła się mam nadzieje że przybyłam w samą porę.
Potem opowiedział im co robiła od ich rozstania.
Rzekł Tael - Lina mamy problem nie wiemy jak dostać się na piekielną wyspę.
Lina na chwile się zamyśliła.
- Żeby przepłynąć koło tego potwora trzeba być czystym jak płótno
albo śnieg a takie tylko są dzieci. Nauczę was pieśń która zmieni nas w niewinne dzieci potwór morski wtedy nas nie tknie.
Lina zagrał szybko pieśń i stała się dzieckiem tak jak reszta naszej czwórki.
-Lina... Ten miecz jest chyba twój....- Powiedział Link podając jej Miecz Szafirowej Róży.
-Dzięki. No, to ruszajmy po drugie ostrze. Matko, możesz nam dać statek z załogą... Ale taką, która nie bałaby się zamiany w dzieci?
- Dobrze kochanie.
Lina i reszta zebrała załogę zamieniła ich w dzieci i wyruszyli na piekielną wyspę Lina stała na dziobie.
W odpowiedniej pozie wypatrzyła głowę potwora morskiego który tylko spojrzał i zanurzył się w wodę cali i zdrowi dotarli do wyspy.
- Zaczekajcie tu - rzekła do marynarzy i poszli do jaskini.
Drużyna szła długimi godzinami przez sieć korytarzy, która tworzyła prawdziwy labirynt. Link odnosił wrażenie, że kręcą się w kółko. W końcu doszli jednak do czegoś w rodzaju dużej komnaty, do której dochodziła niezliczona ilość korytarzy. Lina zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać.
-Co się?..- Zaczął Link, ale Lina uciszyła go ruchem dłoni. Nagle się wzdrygnęła i powiedziała:
-Do tunelu! Tego, z którego przyszliśmy!
Drużyna wróciła do tunelu. Lina kucnęła w cieniu i gestem nakazała to samo zrobić innym. Czekali w milczeniu, nasłuchując. Po około minucie, usłyszeli przeraźliwy dźwięk. Przypominał on trochę skrzeczenie dzikiego ptaka, ale był znacznie... straszniejszy. Linka ogarnął strach, poczuł zimno. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Link miał wrażenie, że zaraz coś mu rozsadzi czaszkę od środka. Spojrzał na innych. Lina zatykała uszy z całych sił, Zelda leżała na ziemio powstrzymując się od płaczu, a Carrie waliła pięściami w ścianę. Jedynie Tael zdawał się być odporny na ten dźwięk. Nie cierpiał, a nawet wręcz przeciwnie. Miał minę jakby słuchał wyjątkowo pięknej muzyki. Linkowi wydało się to dziwne. Jednak po chwili dźwięk w jego głowie nasilił się tak mocno, że nie mógł już myśleć o niczym innym.
Tael podniósł oczy jego spojrzenie poszło na olbrzymiego wilka, który wetknął łeb w tunel i zaczął węszyć. Nagle coś zaczęło zagłuszać ten dziwny dźwięk, muzyka pochodziła z harfy Liny.·Linka przestała boleć głowa i podniósł oczy.·Lina stała na przeciwko potwora i grała na harfie koło niej stał Tael i grał jakąś pieśń na flecie.
Potworowi zaczęła się głowa kiwać i powoli osunęła się na łapy.
Lina- Tael graj dalej.
Ja pójdę po legendarny miecz.
Choć ze mną Link myślę że spotkamy parę demonów.
Lina ruszyła w kierunku jaskini z której wydobywały się dymy.
Tymczasem w fortecy Gerudo...
Smok przyzwany przez Line skierował się do fortecy z rozkazu Liny miał jej bronić był o wiele bardziej doświadczony od smoka Ganona nie po to nazywał się Bahamu.
Skądś znał ten dźwięk, pamiętał, lecz kiedy chciał sobie coś przypomnieć marzenia, złudzenia i pamięć wirowały tworząc jedno. Nagle, w głowie jakby przestawił się pewien trybik, i kołek zatrzymujący posunięcia kół zębatych w mózgu się złamał. Link chwycił okarynę po czym zagrał melodię wysoką, która rozbrzmiała odbijając dźwięki od ścian przez co zdawało się że kilka osób na raz grało ta melodię. W końcu Linka otoczył klosz światłą, który wystrzelił do góry. Całą salę i cały labirynt wypełniło światło, które niczym zwiastując nowy dzień pokonywały mrok. W końcu dźwięk ustał, na końcu zaś zabrzmiał krzyk.
-Tak myślałem- szepnął Link, jednak wyczulone zmysły wszystkich innych po tej makabrze, pozwoliły im to usłyszeć.
-Co się stało?- Lina odpowiedziała tym samym szeptem.
-To dość oczywiste i bardzo... ciekawe. Znasz może pieśń umarłych?- Zelda przejęła głos patrząc się na zdobienia na ścianach i suficie.
-Tak, umarli czasami śpiewają pewną pieśń, która paraliżuje, albo omamia...
-Właśnie tak było, na końcu tego labiryntu był jakiś umarły, ktoś specjalnie wybudował akustyczny labirynt... Bardzo niemiła mieszanka, ale dlaczego Tael ty nie czułeś tego bólu?- Zrobiło się dość nieprzyjemnie. Tael popatrzył na nich, w kocu w geście bezradności pod nosem powiedział "przepraszam panie". Obraz Taela jakby się zmył, powoli spływał na ziemię a na ego miejscu pojawił się rycerz Stalfos. Jego szybki sztych wyleciał na Lina ta jednak jakimś niepewnym ruchem odbiła miecz. W tym czasie Link ciął z lewa na prawo na wysokości głowy przeciwnika, lecz Stalfos zablokował cios tarczą. Impet uderzenia odrzucił Linka do tyłu - niemal nie przebiłby Zeldy. Lina zaatakowała z wyskoku jednak Stalfos, który przeważnie nabierał się na tą sztuczkę i nie wiedział co zrobić, teraz zręcznie uskoczył po czym uderzył jelcem miecza w tył głowy Liny. Dziewczyna zemdlała. W korytarzu było ciasno i Carrie mimo iż chciała nie mogła czasami dojść do Stalfosa ze swym mieczem. Bała się też, iż zaatakuje, kiedy Link wykona jeden ze swoich dynamicznych wyskoków, i przetnie go przypadkowo. Bohater czasu tymczasem próbował dojść do jakiejś sytuacji, kiedy mógłby wykorzystać swe atuty - nie lubił walk w ciasnych korytarzach. Stalfos próbował zmylić chłopaka najpierw ciosem w pustą przestrzeń, potem sztychem, który jednak zatrzymał się na hyliańskiej tarczy. Umarły nie poddawał się, ciał znowu, tym razem z góry na dół, lecz wykorzystując sporą powierzchnie wolną, Link zrobił piruet, ominął cios, po czym z wielkim impetem uderzył na ślepo w stronę wroga. Cios znowu sparowała tarcza, która rozsypała się pod wpływem ciosu. Rycerz umarłych zaczął walczyć jeszcze bardziej ofensywnie, jednak każdy jego cios zatrzymywał się klika centymetrów od Linka - na jego paradzie. Link znowu zauważył szansę - Stalfos pchnął mieczem, z dużym impetem. Nie zawsze się Linkowi udawała sztuczką, którą chciał teraz zrobić, ale spróbował, kiedy cios był jeszcze w początkowej fazie wykonania, Link wyskoczył. Miecz zatrzymał się w miejscu gdzie przed chwila stanął Link, ale okazał się, że wskoczył on na miecz. Zdezorientowany wróg nie wiedział, co zrobić, natomiast Link z wigorem nadal stojąc na ostrzu miecza odciął głowę, która odbijając się od ściany spowodowała kolejną serię ech związanych z akustyką labiryntu.
-To nie był zwyczajny Stalfos, ktoś nim kierował telepatycznie. Ten ktoś, naprawdę dobrze walczył, gdyby nie krucha tarcza, może bym przegrał. - Link zdyszany oznajmił. Zelda tymczasem zaobserwowała cos innego
-Dlaczego on nie przestał istnieć kiedy zagrałeś piosenkę? I gdzie jest Tael?
-Prawdopodobnie chodzi tu o pewną barierę umysłową - ktoś naprawdę się postarałbyśmy zmierzyli się z tym umarlakiem.- Link rozdeptał kości, które rozsypały się, a pył poleciał w stronę wyjścia.
-Tael jest na powierzchni, został złapany przez czarną gwardię.- Oznajmiła Lina wstając z ziemi i masując sobie głowę. Zelda uśmiechnęła się, poczym podała jej czerwony napój w małym flakoniku. Lina wzięła, po czym przechyliła flakonik do góry. Ciepła czerwona ciecz powoli rozlała się jej po gardle. Poczuła się znacznie lepiej.
-Gdzie idziemy najpierw? Po mieczy czy po Taela?- zapytał się Link. Zelda wzruszyła rękami, Carrie udawała zamyśloną.
-Wychodzi na to ze wybór należy do ciebie, gdyż ja też nie wiem, co zrobić - w końcu powiedziała Lina. W głębi serca chciałaby stąd wyjść po brata, ale przyszli tutaj po miecz...
Lina podniosła głowę- Najpierw po miecz- odpowiedziała.
- Miecz może wpaść w łapy Ganona a Tael zna dobrze pieśń zmiany w dziecko. Telepatycznie nauczę go pieśni zmiany we wróżkę.
Ale chodź Link lepiej po miecz tym mieczem może się posługiwać ten, kto szanuje prawo a ja do tych osób nie należę.
- Rozumiem chodźmy po miecz a potem ocalimy Taela.
Lina ruszyła w kierunku otworu jaskini za nią poszedł Link było mu strasznie gorąco, ale starał się na to nie zwracać uwagi.
Przed nimi stał postument a w nim tkwił miecz.
Lina szybko do niego podbiegła i przeczytała napisy na nim.
- Link twoja kolej ty możesz wyciągnąć ten miecz przecież ja posługuje się tylko trzema.
Link podszedł do miecza i go wyciągnął.
Wyszli z miejsca.
Lina rozejrzała się za ich towarzyszami, ale nie mogła ich znaleźć nagle usłyszała krzyk.
Pobiegła do jednego korytarza i...
Nasza ekipa walczyła z czymś co przypominało połączenie wielkiego żuka z jeszcze większą dżdżownicą. Potwór wyglądał na przestraszonego. Lina zobaczyła tunel, którego jeszcze przed chwilą nie było.
-To tylko nieszkodliwy Kopacz! Zostawcie go!
-Nieszkodliwy? - odpowiedział Link -To coś chciało nas zabić!
-Musieliście go przestraszyć. One nie są agresywne.
Nagle z nowo powstałego tunelu wyszła grupka ludzi. Stojący na czele brodaty mężczyzna zapytał:
-Dlaczego zaatakowaliście naszego Kopacza?
-Chciał nas spryskać jakimś kwasem!- odpowiedział Link.
-Niemożliwe. On jest tresowany. No, chyba że...- Mężczyzna pomyślał chwilę - Stanęliście mu na drodze! No jasne! Moglibyście się przesunąć trochę w lewo?
Drużyna posłusznie wykonała polecenie, a Kopacz spryskał ścianę, pod którą przed chwilą stali kwasem ze swojej paszczy. Następnie zaczął ją skrobać końcówkami szczypiec.
-Tworzy nowy tunel. -wyjaśnił brodaty mężczyzna- A tak w ogóle, co was sprowadza do Erel?
Link zerknął na miecz i schował go za plecy.
Lina - Jam jest Lina księżniczka Erathii przyszliśmy tu po legendarny miecz, który może nam pomóc zniszczyć Ganona.
Przywódca grupy ludzi- Co udało wam się go wyciągnąć ale piekielny miecz mógł tylko wyciągnąć bohater czasu.
Link - Ja jestem bohater czasu.
A co w tym czasie robił Ganon...
Ganondorf siedział na początku swej armii i rozmyślał,, Ten smok, którego wezwała ta dziewczyna, kim on jest? Wiem tylko tyle co nic.''
Żołnierz - Panie dojeżdżamy.·- Doskonale.
Gerudianki przygotowały się do obrony, jednak nawet Ganon nie spodziewał się tego nad fortecą leciał w miejscu smok ubrany w zbroje na jego grzbiecie ktoś siedział.
Rycerz w czarnej zbroi z czerwonym błyszczącym mieczem w dłoni.
Był to zbudzony duch, który zamieszkiwał ostrz piekieł przybyłby pomóc odeprzeć atak byłego króla pustyni.
Na most oddzielający obie armie wjechała Nabooru trzymając w ręku chorągiew. Ganondorf przyjrzał się jej uważnie. Przedstawiała twarze Gorona, Zory i Gerudianki. Duch na smoku leciał dokładnie nad nią. Zatrzymali się połowie mostu.
-No tak. -szepnął Ganondorf.- Garet! Weź chorążego i wjedź na most.
-Ale... nie zaatakują nas?
-Bez obaw.
Garet wykonał polecenie. Ganondorf leciał na smoku nad nim, dokładnie jak duch nad Nabooru. Doszli do połowy mostu.
-Ganondorf!- Krzyknęła Nabooru - Nie masz szans! Być może pokonałbyś każdą rasę z osobna, ale teraz jesteśmy jednością! Na dodatek przybył tu ten duch, który pomoże nam się bronić!
-Biedna, naiwna Nabooru! Naprawdę myślisz, że ten duch przybył tu żeby wam pomóc? Nie! On strzeże miecza! I chce mnie powstrzymać przed jego zdobyciem.
-Gdyby chciał uchronić miecz przed tobą, siedziałby w jakieś kryjówce, a nie wychodziłby z nim naprzeciw tobie, ułatwiając ci pracę.
-To, co on trzyma w ręku, nie jest prawdziwym Piekielnym Ostrzem. Prawdziwe jest, tak jak mówisz, w kryjówce. On chce wykorzystać po prostu was do pomocy.
Duch nie odezwał się ani słowem. Nabooru zauważyła, że w ogóle się jeszcze nie odzywał. Ale i bez tego wiedziała, że Ganondorf mówi prawdę.
Duch powiódł po armii Naboru wzrokiem.
I krzyknął - Przybywajcie armię piekielne chrońmy miecz zanim nie nadejdą wybrani i pokonajmy na jakiś czas króla zła.
Na murach zamku Naboru.
Pojawiły się półprzezroczyste postacie.
U naszej czwórki.
Lina wyczuła nie pokój u ras z Hyrule.
Ciężko westchnęła i wzięła miecz róży - Link zabierz ten miecz ja musze wrócić di Hyrule i poprowadzić armie przeciw Ganonowi.
Lina zagrała jakąś pieśń i znikła.
Wróćmy do Ganona.
Nagle Koło Naboru pojawiła się postać w czarnej zbroi i w czarnym hełmie ta osoba siedziała na koniu, który Garret od razu rozpoznał.
Bez wątpienia siedziała na nim Lina.
Jednak jej oczy świeciły się na czerwono.
Jej koń stanął dęba.
Z olbrzymim mieczem w ręku wyglądała wspaniale.
Za pasem dyndała harfa.
Która zaczęła grać pieśń.
Lina- Nie poddawajcie się. Ja poprowadzę twoją armię Naboru.
W ręku błyszczał miecz Eratyńskiego bohatera.
Na wyspie tymczasem Link wyszedł z jaskini. Nie było to z pewnością wyjście, jakiego się spodziewał - zamiast jasnego nieba przywitały go czarne smoko podobne istoty, a na nich siedzieli osobnicy w czarnych zbrojach z kuszami. Szkarłatne płaszcze powiewały za nimi.
-Jeżeli cenisz swe życie rzuć całe swe uzbrojenie jak najdalej od siebie!- krzyknął jeden z nich. Link nie wiedział który, gdyż kiedy tak krążyli nad głową trudno było rozpoznać skąd pochodził dźwięk. Chłopak obrócił się po czym podniósł brwi pytająco. Zelda szepnęła "Czarna gwardia, legendy twierdzą że nigdy nie chybiają". Link podszedł parę kroków do przodu.
-Farore pomóż mi bom w potrzebie!- wrzasnął. Odpowiedziały mu tylko śmiechy gwardzistów. "Rzuć miecz" powiedział jeden z nich.
-Nie puszcze tej broni. To Miecz Mistrza, legendarne ostrze, które przeznaczone jest by zło odpędzać, a nie mu się kłaniać. To ten miecz wielokroć zabłysnął w ogniach bitew, tak starych że pamięć o nich już bije tylko z tego właśnie miecza. I to ten miecz pozbawi was życia!- Jak na sygnał dziesięć bełtów poleciało w stronę Linka. Wbiły się one w ziemię, gdyż cel był kilka metrów wyżej. Kolejna salwa wystrzeliła w jego stronę i wydawało się, że teraz Hylianin nie ma żadnych szans - będąc w powietrzu nie miał możliwości manewrować, lecz bełty po kolei odbijało się od miecza, który w zawrotnej prędkości kończył lot pocisków. Bohater upadł na ziemię, po czym podbiegł szybko do skały i odbijając się od niej złapał za ogon smoka. Wdrapał się on na tułów, po czym zepchnął jednego ze strażników. Ciało poleciało z wrzaskiem uderzając w ziemie z wielką siłą.
Link szybko zniżył lot i podleciał do reszty przez chwile tamci zgłupiali ale po chwili miał lecieć kolejna salwa.
Ale z wód wyszła głowa smoka.
Był to władca mórz Levitan.
Rycerze patrzyli się na niego zahipnotyzowani.
Smok zaczął ryczeć wody się spiętrzyły i wylały się na czarna gwardie smok znowu zniknął w wodzie.
Link utrzymał się na smoku i zniżył lot schwycił za rękę zelde po jakimś czasie cała trójka siedziała na smoku.
Zgodnie ze wskazówkami Liny ruszyli ku królestwie Hyrule zdobyć Legendarny miecz.
Link z czasem wyczuł, jak prowadzić smoka.
-Trochę jak Epona, tyle tylko, że lata.
-EEeeee Link....- zaczęła Zelda -Cieszę się, że się dobrze bawisz, ale chyba o czymś zapomnieliśmy...
Link gwałtownie zahamował bestię.
-O czym?
-O TAELU!
-A no tak.... Czyli pewnie teraz musimy go szukać?
-Nie musimy.- powiedziała Carrie -Spójrzcie w dół.
Link i Zelda popatrzyli na ziemię. Stado czegoś, co wyglądało na 10-metrowe zmutowane gołębie bez skrzydeł biegło przed siebie. Na grzbiecie jednego z potworów leżał Tael, cały obklejony jakąś szarą mazią, przez co przypominał kokon.
-No dobra smoczku. -powiedział Link- Pikuj, zioń, ogniem lub rozszarp te bestie pazurami. Mnie to obojętne, byle byś je pokonał.
Smok spojrzał na Linka. W jego oczach można było wyczytać strach.
Dorosły Link stał pod drzewem i wpatrywał się w zachód słońca, obok niego stała jego wierna klacz - Epona, która zaczęła się z niepokojem rozglądać jakby coś wyczuwała. Nagle zauważyła, że wokoło nich kręcą się jakieś Poe'y. Link zerwał się, wyciągnął miecz i tarczę, a następnie stanął do walki. Poe'y jednak nie walczyły tylko latały śmiejąc się złowrogo....
Latały wokół niego śmiejąc się, i śmiejąc, powodując straszny ból głowy. Link w końcu spróbował trzasnąć pierwszego, lecz miecz tylko przeleciał po nie-materii ducha nie robiąc mu nic z tego. Słyszał jakiś szum... Czy to było szumienie drzew? Nie. Duchy jeden za sobą jakby w jakiejś parodii muzyki, śpiewały coś, każdy w innym rytmie tworząc jedną chaotyczną całość. Pod Linkiem utworzył się krąg z ognia, wystrzeliwując nagle do nieba, tworząc wielki słup, jakby podtrzymywał niebiosa. Słup opadł, nie zostawiając nic oprócz wypalonej ziemi. Epona przestraszona przegalopowała gdzieś w dal, w stronę horyzontu, a niezwykła pieśń duchów trwała, nie dając wyjść na świeże powietrze ciszy. Każdy z duchów kręcił się nad kręgiem wypalonej ziemi powtarzając wciąż i wciąż...
Nagle zaległa cisza. Wokół duchy, mimo, że wciąż hałasowały zaczęły zwalniać, a ich śmiech przeszedł w okrzyk strachu (o ile duchy się czegoś boją). Jakieś strumienie świateł zaczęły je niszczyć, potem zaległa martwa cisza.
Link padł nieprzytomny na ziemie. Obudził się, kiedy był słońce było już na niebie. Czuł straszny ból głowy, ale mimo to zorientował się, że leży przy ognisku.
Na przeciwko niego pod drzewem, siedziała młoda dziewczyna coś pichcąc nad ogniem.
W pobliżu stała przywiązana do drzewa Epona, a obok niej stał gerudiański czarny ogier.
Dziewczyna z ogierem wzbudziła w Linku niepokój. Nie wyglądała na nastawioną pokojowo. Trzymała w ręku miecz... Miecz Linka. Obok Epony leżała jego tarcza, łuk i kołczan. I oczywiście sakiewka pełna kasy. No, ogólnie mówiąc ogołociła go ze wszystkiego. Zerwał się by to jej odebrać, ale natychmiast upadł. Miał związane ręce oraz nogi. Nic nowego, spodziewał się tego. Dziewczyna zwróciła na niego uwagę.
-Obudziłeś się. Świetnie....- Wstała. Podeszła do niego i zaczęła kontynuować swoje masło maślane. Znaczy się... Swoją wypowiedź. - Wiesz może, co przepędziło duchy?
- Nie wiem.
- Ja.
Link przyjrzał się dziewczynie była cała ubrana na niebiesko i nosiła na sobie strój męski, blond włosy były podtrzymywane przez opaskę tego samego koloru, co ubranie.
- Pozwól, że się przedstawię, jestem Lina.
- A ja Link. Słuchaj Lina czy mogłabyś mi oddać moją broń i konia?
- Dobra przyznaje się chciałam obejrzeć twoje wyposażenie i stwierdzam, że jest niezłe. Też mam takie samo, ale brakuje mi tego miecza - Wskazała na miecz mistrza.
Po rozwiązaniu Linka i zwróceniu mu broni razem spożyli to, co dziewczyna piekła nad ogniem.
Po udanej uczcie, Link kontynuował konwersację z dziewczyną:
-Więc, nazywasz się Lina, czy tak?
-Tak.
-A co Cię sprowadza tu do Hyrule?
W tym momencie Lina strasznie się zamyśliła i po pewnym czasie odpowiedziała:
-Przybyłam tu by uratować mojego ojca. Został porwany przez Ganondorfa, którego śledzę już od dawna, a teraz jego ślady doprowadziły mnie aż tu.
-Ganondorf powiadasz…- W tym momencie i Link się zamyślił. – Tylko, że on jest uwięziony, chyba nie mógł się tak po prostu uwolnić, prawda?- Spytał po chwili.
-Ktoś mu pomógł. A konkretnie moja siostra.
-Chcesz mi powiedzieć, że twoja siostra pomogła porwać twojego ojca!? To takie trochę...Dziwne!
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwała Lina.
-Ruszajmy do zamku Hyrule. Wyjaśnię ci po drodze.
Podczas jazdy Lina wyjaśniła mu, że duchy ścigały ją od Erathi - jej rodzinnego królestwa.
Link spojrzał przed siebie. Byli na wzgórzu, a przed nimi stał zamek Hyrule.
Lina zatrzymała swego konia i spojrzała na krajobraz.
- Link, zatrzymaj się - rzekła.
- Co się stało?
- Mam bardzo złe przeczucia. Myślę, że rodzinie królewskiej grozi niebezpieczeństwo, musimy się pospieszyć.
Z tymi słowami uderzyła w boki konia.
Gdy dojechali przed most, brama była zamknięta.
Nagle Link spostrzegł ducha malującego mury miasta na czarno. Naciągnął cięciwę łuku i zawołał:
-Przestań malować i odwróć się w moją stronę!
Duch odwrócił się, a gdy zobaczył naciągnięty łuk zaczął trząść się ze strachu.
-Dlaczego malujesz mury na czarno?
-G-ganondorf pow-wiedział, ż-że czarny l-lepiej pasuje do j-jego zamku.
-JEGO zamku? A wiesz może, jak się uwolnił?
-Wiem tylko, że pomogła m-mu moja P-Pani.
Link zwrócił się do Liny:
-A więc to twoja siostra wysyła na nas duchy.
Lina krzyknęła do ducha:
-Jeśli chcesz żyć...eee...Istnieć, to pomóż nam się dostać do zamku!
Duch spojrzał ze zdziwieniem na Line i rzekł:
-Oczywiście, że wam pomogę, ale pod warunkiem, że mnie puścicie.
- Link, trzymaj go na muszce. Ja pójdę ukryć nasze konie.
Gdy tylko Lina ukryła Epone i ogiera, podeszła do ducha i powiedziała.
- Prowadź.
Duch ruszył w kierunku rzeki i nacisnął kamień. Tuż obok otwarły się wrota w murze.
- Trzymajcie się mnie, bo inaczej się zgubicie - Duch ruszył, a Lina i Link za nim.
- Link, ja nie ufam temu duchowi, może próbować na wciągnąć w pułapkę. Miej broń w pogotowiu. – Powiedziała Lina.
- Dobrze, Lino, ale to też się ciebie tyczy.
Podziemia okazały się być prawdziwym labiryntem i Link, i Lina nieraz o mało nie stracili ducha z oczu. W końcu dotarli jednak do wyjścia. Wyszli w jakimś zdemolowanym pomieszczeniu pełnym potrzaskanych masek.
-Sklep z maskami...-Wyszeptał Link. Rozejrzał się i dostrzegł sprzedawcę leżącego na podłodze, który zamiast się kretyńsko uśmiechać (jak to miał w zwyczaju), patrzył się w nicość i mamrotał coś do siebie.
-Pamiętasz mnie? Dzieciak z Terminy! Pomogłem ci odzyskać tą niebezpieczną maskę!
Sklepikarz nie odpowiadał, tylko dalej mamrotał coś do siebie. Link zaczął się przysłuchiwać.
-Ganondorf...Maska...On zabrał maskę...
Lina spojrzała ze zdziwieniem na Linka.
- O jaką maskę chodzi?
- Chodzi zapewne o Maskę Majory. To jest bardzo niebezpieczna maska, ale Ganondorf raczej jej nie założy. Nie jest dzieckiem.
- No, może i tak, ale nie zapominaj o tym, że może wykorzystać jakieś niewinne dziecko.
Musimy się pospieszyć i zabrać maskę Ganondorfowi.
- O ile nie jest za późno.
Lina już go nie słyszała. Wybiegła na ulice.
Link usłyszał kobiecy krzyk.
Również wybiegł na ulicę. Zobaczył dziewczynę, wyglądającą na około 5 lat od niego starszą, stojącą pośrodku rynku i walczącą ze zgrają duchów. Link miał wrażenie, że skądś ją już znał, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Niewiele myśląc rzucił się jej na ratunek, lecz gdy chciał zaatakować jednego z duchów, ten rozpłynął się w powietrzu. Spróbował z następnym, ale efekt był ten sam. Wtem duchy otoczyły Linka i dziewczynę ze wszystkich stron i zaczęły chichotać tak samo jak wtedy, gdy Link poznał Linę. Nagle zielony strumień światła przeszył na wylot jednego z nich, niszcząc go. Link dostrzegł, że Lina naciąga strzałę i celuje w następnego.
Link sięgnął po swój łuk i próbował zestrzelić jednego z duchów. Ten sam efekt, co niegdyś z mieczem. Spojrzał na Line.
Lina mierzyła strzałą w kolejnego ducha jej strzały był otoczone energią.
Kolejny strzał sięgnął celu.
Nagle usłyszeli zimny śmiech.
- A więc, Lino, znowu się spotykamy - Rzekł zimny głos spod czarnego hełmu.
Na olbrzymim rumaku siedział osobnik w czarnej zbroi. Jego twarzy nie było widać.
Lina odwróciła się do niego i wyciągnęła złotą harfę. Rozbrzmiała dziwna pieśń.
Po chwili rycerz w zbroi skamieniał.
Lina popatrzyła na mężczyznę i rzekła - Tobą później się zajmę, Lordzie Czarnej Róży.
Po chwili wróciła do wystrzeliwania duchów, a Link doszedł do wniosku, że skoro i tak jej nie pomoże, to porozmawia z nieznajomą.
-Kim jesteś?
Nieznajoma zasalutowała i wyrecytowała:
-Sierżant Carrie, oddział specjalny ds. obron rodziny królewskiej.- Przyjrzała się Linkowi i powiedziała:
-Po charakterystycznej zielonej czapce wnioskuję, że ty musisz być Link, Bohater Czasu...
-Samo "Link" wystarczy.
-Rozumiem... W każdym razie właśnie cię szukałam, kiedy zaatakowały mnie te duchy.
-Dlaczego mnie szukałaś?
Carrie zamyśliła się na chwilę i odpowiedziała:
-Ganondorf rozbił cały mój oddział i tylko mnie udało się uciec. Stwierdziłam, że skoro chce skrzywdzić rodzinę królewską to powinnam coś zrobić. Najlepiej zawiadomić Linka.
-Dobrze zrobiłaś, ale ja i tak zmierzałem już do zamku.
Lina wybiła resztę duchów i podeszła do ciemnego rycerza.
Ściągnęła go z konia i ułożyła na ziemi.
- Słuchaj Link, być może będziemy musieli uciekać z księżniczką Zeldą. Ten koń się przyda. Ja mogę zmniejszyć się do rozmiarów wróżki i wejść ci na ramię. A teraz biegiem do zamku pomóc księżniczce Zeldzie! – Rzekła do Linka.
- Masz racje, ale będziemy potrzebowali więcej koni.
Sierżant Carrie rzekła - Myślę, że w zamku znajdziemy dość koni.
- Dobra to się rozdzielamy. Ja pójdę otworzyć bramę, a ty z sierżantem idźcie pomóc Zeldzie.
Każde z nich ruszyło w swoją stronę.
Link wybiegł na wzgórze przed zamkiem i momentalnie opadła mu szczęka. Przed nim leżało z kilkuset żołnierzy, porozrzucanych po całym wzgórzu.
-Zapomniałam cię ostrzec. Ganondorf pokonał całą naszą armię.
-SAM!? To przecież nie możliwe!
-Link, on jest znacznie potężniejszy niż ostatnim razem. Ma jakiś dziwny głos, oczy demona i jeszcze taką czerwoną aurę wokół siebie.
Podbiegli do otwartej bramy zamku. "Otwartej" to złe słowo. Ona była WYWAŻONA. Carrie prowadziła Linka korytarzami, aż dotarli do ozdobnego, prowadzącego bezpośrednio do sali tronowej. Przed nimi leżał olbrzymi goron. Albo raczej coś, co kiedyś było goronem. Ręce, nogi i tułów po prostu nie były połączone. Obok leżała zbroja. Pusta zbroja. I jeszcze martwy starzec w stroju maga.
-To właśnie jest... Był mój odział.- Powiedziała Carrie.
Lina w tym samym czasie szła w kierunku bramy. Pieśń, która unieruchamiała jej wrogów zabierała jej magiczną moc.
W końcu doszła do bramy i otworzyła zwodzony most, przez który zaczęli uciekać mieszkańcy miasta.
Lina pobiegła do zamku.
W tym czasie Link i sierżant biegli w kierunku krzyków. Wbiegli do sali i ujrzeli Zeldę leżącą u stóp Ganondorfa.
-Żegnaj, księżniczko Zeldo – powiedział.
Już miał ją zabić, gdy przebiła go strzała z zieloną energią.
-Link...- Zaczęła Carrie-, Czemu nie użyłeś tego ataku, gdy walczyliśmy z duchami?
-Ja... Nie wiedziałem, że potrafię... A teraz chciałem go powstrzymać i tak jakoś ta strzała sama się zaświeciła...
Link przyjrzał się Ganondorfowi i zobaczył, o czym mówiła Carrie. To nie był ten Ganondorf, którego znał. Miał inne oczy, inny głos i w ogóle był inny. Wyczuwał otaczającą go moc.
I co najgorsze, rana po zielonej strzale już się zregenerowała.
-To było niezłe.- Powiedział Ganondorf- Ale chyba nie myślałeś, że zrobisz mi tym krzywdę? No, dobra, teraz mój ruch.
Ganondorf utworzył kulę czerwonej energii i rzucił nią w Linka.
Link nie zdążył niczego zrobić, kula przeszyła go na wylot. Padł na ziemię z olbrzymią dziurą w brzuchu.
-LINK! NIE!!- Krzyknęły jednocześnie Zelda i Carrie.
-Zamiast opłakiwać jego śmierć powróćmy do tego, co przerwaliśmy. Co to było? A, tak. Ekhem... Żegnaj, księżniczko Zeldo...
Nagle usłyszeli dziwną pieśń. Dookoła ciała Linka pojawiła się złota aura i rana zagoiła się. Link wstał. Ganondorfa ten widok zaskoczył. W drzwiach stała Lina i grała na harfie. Nie miała na sobie niebieskiego stroju, tylko długą złotą tunikę.
Spojrzała na Ganondorfa i nagle zabrzmiała inna pieśń. Król Zła został unieruchomiony.
Lina wróciła do swej postaci i rzekła.
- Carrie, bierz Zeldę. Ja wezmę Linka. Przed salą czekają konie- z tymi słowami pobiegła do wyjścia, niosąc Linka na plecach.
Link ocknął się na grzbiecie konia. Lina z Carrie i Zeldą razem z Linkiem w ostatniej chwili przeskoczyły na koniach nad rzeką.
-Czy... Ja już umarłem?- Zapytał Link.
-Nie, jeszcze żyjesz, ale niewiele brakowało.- Odpowiedziała Lina.
-Zaraz! To ty mnie uleczyłaś?
-Tak.
-Dzięki, ale... Skoro ty masz taką moc to możemy z łatwością wykończyć Ganondorfa.
-Nie mogę robić tego zbyt często. To mnie strasznie męczy.
-Rozumiem...- Link rozejrzał się wokół i napotkał wzrok Carrie. Znów wydała mu się dziwnie znajoma, zwłaszcza te oczy. Otrząsnął się i powiedział:
-Ganondorf jest znacznie potężniejszy niż wcześniej. Masz pomysł dlaczego?
Lina pomyślała przez chwilę i odpowiedziała:
-Prawdopodobnie połączył się z moją siostrą.
-Jak to "połączył"?
-Weszła w niego. Jedno ciało, a dwie osoby. Dwa w jednym. Rozumiesz?
- Eee…nie za bardzo.
- Ciężko to wyjaśnić.
Lina nagle stała się czujna, usłyszała głośne rżenie.·Zza krzaków wybiegł ogier ciągnąc za sobą Eponę, jednak, gdy ujrzała Linka od razu się uspokoiła.
Lina zeszła z konia.
- Carrie, weź konia tego rycerza, a ja wrócę na grzbiet mojego ogiera.
- Lina, gdzie my właściwie pojedziemy? – Zapytała księżniczka.
- Podejrzewam, że skoro Ganondorf ma teraz taką moc, to niełatwo będzie go pokonać.- Powiedział Link.
-Będzie bardzo trudno. Nasze szanse są naprawdę niewielkie.
-Lina...- Powiedziała Carrie- A wiesz, że Link strzelił taką samą zieloną strzałą jak ty?
-Naprawdę!?- Lina była naprawdę zdziwiona- No to nasze szanse rosną...
-Już wiem!- Wykrzyknął w olśnieniu Link- Wielkie Drzewo Deku może nam pomóc! Na pewno zdążyło się już odrodzić.
-No to kierunek -Las Kokiri.
Lina rzekła do Linka.
- Myślę, że jednak drzewo Deku nie może nam pomóc. Ganondorf ma zbyt wielką moc. Ostatnio połączył się w jedno z moim ojcem, a siostrę zamknął w lochach. Nie pytajcie skąd to wiem.
- Ale drzewo Deku może nam coś poradzić.
- Może nam posłużyć radą, a teraz musze wam coś wyznać. Do tej pory ukrywałam się z moim tytułem, ale jestem księżniczką mojego kraju.
Legenda w naszej rodzinie głosi, że jedna księżniczka zostanie wygnana.
Ta przepowiednia jest o mnie, ale szczegółów nie znam.
- Więc nie możesz wrócić do swego królestwa?
- Na razie nie.
Link cieszył się z powrotu do lasu. Chciał opowiedzieć o wszystkim Sarii. Jednak wśród witających ich Kokiri'ów nie mógł jej znaleźć. Podszedł do Mida.
-Mido, nie widziałeś może Sarii?
-Chyba siedzi na polanie w Zaginionym Lesie i gra w kółko tę swoją ulubioną melodię.
Link zwrócił się do Liny i reszty:
-Eeee... Będę wam bardzo potrzebny przy proszeniu Deku o pomoc? Chciałbym zobaczyć się ze znajomą.
-Poradzimy sobie bez ciebie.
-Link wbiegł do Zaginionego Lasu i przypomniał sobie, że nie pamięta drogi. Zagrał Minuet Lasu i przeniósł się na polanę, ale Sarii tam nie było. Zaczął biegać po całym lesie i ją nawoływać, ale nie mógł jej znaleźć. Poważnie zaniepokojony, wbiegł w pierwsze lepsze wyjście i pobiegł w stronę Wielkiego Drzewa.
Lina stała jak wyryta i wpatrywała się w nicość. Była zamknięta w niebieskim krysztale.
Drzewo Deku nie błyszczało, natomiast Carrie i Zelda próbowały walczyć z jakimś monstrum, które próbowało się dostać do miecza Liny, który leżał na ziemi.
- Link - usłyszał w swojej głowie głos Liny - zabijcie tą bestię przy pomocy mojego miecza. Zagraj na okarynie tę pieśń, którą się nauczyłeś od sprzedawcy masek.
Link podniósł miecz Liny i rzucił się do ataku na poczwarę.
Ciął mieczem, ale ataki nie skutkowały, potwór miał jakiś naturalny pancerz. Przycisnął Linka wielką łapą do ziemi. Link myślał, że to już koniec, gdy nagle usłyszał znajomy głos.
-Hej! Link!
-Navi?
-Zostawić cię na chwilę samego, a ty już pakujesz się w tarapaty.
-NA CHWILĘ!? Gdzie ty byłaś przez ostatnie...Osiem lat!?
-To gdzie byłam to moja sprawa!! Zresztą, jak ja mogłam wytrzymać z takim wielkim, egoistycznym...
-Ach tak!? A ty jesteś małą irytującą...
-Nie chcę wam przeszkadzać, ale powinniście walczyć z potworem.-Powiedziała Lina.
-Pomogę ci jak ładnie poprosisz.- Powiedziała Navi.
-Dlaczego mam prosić o pomoc małego, gadającego świetlika?
-Pewnie! Nie wiem, po co w ogóle wracałam!
-Moglibyście przestać!?- Wrzasnęła Lina.
Widać było, że jest wkurzona na swe kryształowe więzienie
- Link, widzisz jego oczy? Gdy będzie próbował cię ugryźć, trzaśnij go mieczem w oko.
- Coś jak walka z Gohmą, tak? – spytała Navi.
Link zrobił wszystko zgodnie z instrukcjami Liny i po chwili potwór upadł, po czym rozpłynął się w powietrzu, podobnie jak więzienie Liny.
-Zniszczyłem go!
-Nie. Jego nie da się zniszczyć. - Poprawiła Linka Lina- Ty go tylko odesłałeś do jego nory, gdzie będzie się odnawiał. Dobra, teraz zagraj tę piosenkę, której nauczył cię sprzedawca masek.
Link przyłożył do ust okarynę, ale coś mu nie pasowało.
-Zaraz, zaraz. Skąd wiesz o tym, że to on mnie tego nauczył? Oprócz mnie były przy tym dwie osoby. Sprzedawca masek, który leży w swoim sklepie z lekkim szokiem, oraz Tatl.-Link uśmiechnął się - W mieście mówiłaś coś o możliwości zamiany we wróżkę...
- Ooo ups! Odkryłeś mnie, ja wtedy byłam pod postacią wróżki. Ten drugi duszek to był mój brat . Razem poszliśmy na wygnanie, żeby się ukryć przed moją siostrą zmieniłam się we wróżkę.
- Tu cię mam! Udawałaś, że mnie nie znasz.
- Przepraszam, Link, ale wtedy byłam dzieckiem tak jak ty.
i podobały mi się figle, a po tym co ci zrobiłam cię przepraszam.
Zelda spojrzała na Linę.
- Ciekawe, czym nas jeszcze zaskoczysz?
- Zaskoczę cię tym, kochana Zeldo, że znam pieśń, która spowoduje, że staniemy się dziećmi w tych czasach, a jako dzieci mniej byśmy zwracali uwagę.
I ten koń, który mi towarzyszy to miał być koń Ganondorfa, ale podczas burzy udało mu się uciec i znalazł mnie.
-Hej!!- Zdenerwowała się Navi- To znaczy, że podróżowałeś z inną wróżką?
-Navi.... Czy ty jesteś...Zazdrosna?
-Ja? Zazdrosna? Nigdy!
-To dobrze. To gramy tą melodię Leczenia.
Po zagraniu melodii. Drzewo zaczęło się odradzać, powrócił mu połysk i kolor.
-Ach... Czuję się jak długim śnie...
-To przygotuj się na długą opowieść, bo mamy pewien problem.- Powiedział Link.
Po około godzinie wszystko było już wyjaśnione.
-Hmmm....Ja wam nic nie mogę poradzić....
-Co!?
-Ale spokojnie.... Mogę zwołać wielkie zebranie wróżek...
Link zauważył, że koło niego Liny nie było.
Lina poszła do wioski Kokiri i przypominała sobie swoje dzieciństwo.
Przystanęła na chwile. Ku niej zmierzał Mido.
- Czemu nie jesteś tam tylko tu? – Zapytał.
Lina nie odpowiedziała na pytanie tylko poszła do Zaginionego Lasu.
Zagrała szybko na harfie pieśń i stała się dzieckiem. Była tak samo ubrana jak dorosła, tylko że wszystko pasowało do wzrostu. Ruszyła w kierunku jednej polany i zeszła po drabince. Podeszła do pnia wspięła się na niego i pojawiły się dwa Skull Kidy.
Zaczęła za nimi grać ich pieśń na harfie.
Nagle koło niej przeleciała wróżka. I następna, i następna. Lina zaciekawiona przestała grać i pobiegła za nimi. Zobaczyła olbrzymią ilość wróżek lecących w stronę wioski. Zatrzymała jedną.
-Co się dzieje?
-Wielkie drzewo Deku zwołało zebranie.
Lina wróciła do wioski. W pierwszej chwili omal nie oślepła od blasku wszystkich wróżek. Pokrywały każdy krzak, roślinę i prawie całą trawę. Tyle było ich w powietrzu, że prawie zasłaniały słońce. Ciągle nadlatywały nowe, najróżniejszych kolorów. Niektóre zbierały się w grupki i tworzyły wielkie wróżki, których Lina zdążyła naliczyć 10, a wciąż ich przybywało. Kokiri biegały po wielkiej polanie nosząc krzesła, na których siadały wróżki. Krzesła były ustawione w półokręgu.
Lina, która wyglądała jak dziecko zaciekawiła uwagę Zeldy.
Nie potrafiła uwierzyć, że Lina, która była dorosła stała się dzieckiem.
-Strasznie... Zmalałaś.
-To przez tą piosenkę, o której ci mówiłam.
-Jakoś nie widzę sensu w zmienianiu się w dziecko. Pomóżmy lepiej Linkowi i reszcie ustawiać stół.
Link, Carrie, Mido i parę innych Kokiri składali pośrodku polany olbrzymi stół. Po pół godziny wszystko było gotowe. Na stół wleciała wielka wróżka i przemówiła:
-Rozpoczynamy Wielkie Zebranie Wróżek.
- Zeldo, ja wole być dzieckiem niż dorosłym. Pod tą postacią ani siostra, ani ojciec, ani nawet Ganondorf mnie nie pozna.
- Cicho, zobaczymy, co duża wróżka ma do powiedzenia.
- Szkoda, że nie ma tu tej całej Tatl. Zlałabym ją. – Powiedziała Navi.
Lina parsknęła śmiechem.
- Oh, Navi, myślę, że ta wróżka raczej by ciebie zlała.
Wielka Wróżka przemówiła:
-Jak wszystkie wiecie, mamy problem. I to duży. Tak duży, że trzeba było zwołać Wielkie Zebranie, aby go rozwiązać. Czy ktoś ma jakiś pomysł?
-A to nie jest przypadkiem jak w tej przepowiedni, pamiętacie: "Całe zło skupi się w jednym miejscu..." I tak dalej?- Powiedziała jedna z wróżek.
- Faktycznie. Ale miała być "Drużyna Pięciu Bohaterów". A ich jest tylko czwórka.
-Hej!- Oburzyła się Navi- A ja się już nie liczę!?
-Navi... Ciebie raczej nie można nazwać "Bohaterem"...
-A to niby, czemu? Bo jestem za mała?
Brat Tatl - Mówiono o pięciu bohaterach, prawda?
Nagle w jednej z duszków nastąpiła przemiana, zamieniła się w chłopca na oko 15 letniego.
- To chyba o mnie chodzi.
- Cześć braciszku! Widzę, że wstałeś z martwych! – rzekła Lina.
- Dlaczego jesteś taka malutka?
- Tak naprawdę jestem dorosła, ale wolę być dzieckiem.
Nagle przybiegł gerudiański ogier, uważając na wróżki.
Stanął koło Liny i cicho rżał jej do ucha.
Lina zwróciła się do Linka
- Link, mamy towarzystwo. Paru żołnierzy Ganondorfa do wyrzucenia…
- Już idę.
Przed Lasem stało sześciu opancerzonych żołnierzy. Jeden z nich powiedział:
-Przybyliśmy po miecz.
-KTÓRY?
-Jak to, „który"?
-No wiesz... Może wam chodzić o miecz Liny, Miecz Mistrza, albo nawet o...
-Mam kartkę z opisem.- Powiedział żołnierz- "Duży, dwuręczny, w kolorach tęczy, z czarnymi różami".
-Aha. Miecz Wielkiej wróżki. Ale i tak wam go nie damy.
-Radzę oddać po dobroci...
-Myślisz, że się ciebie przestraszę?
-Powinieneś...- Żołnierz uśmiechnął się, po czym przeteleportował się do centrum wioski i zaczął mamrotać jakieś zaklęcie.
Żołnierz miał strasznego pecha. Wylądował koło gerudiańskiego ogiera. Zaczął mamrotać zaklęcie, lecz go nie skończył, bo koń Liny kopnął go swoimi kopytami podkutymi podkowami z igłami, a więc żołnierz zaliczył glebę. Wylądował pod stopami Carrie, a ta go bez wahania zabiła.
- Coś mi się wydaje, że nie doceniałam Carrie. – Powiedziała zaskoczone Navi.
Tymczasem Lina i Link rozprawili się z pozostałymi żołnierzami.
-Dobra, chyba jesteśmy gotowi do starcia z Ganondorfem. Ruszamy!
Do Linka podleciała jedna z wróżek, ta sama, która kiedyś dała mu Miecz Wielkiej Wróżki.
-Miecz... Gdzie go masz?
-Jest w moim domku na drzewie.
-Musisz go wziąć ze sobą. W lesie nie będzie bezpieczny.
-Dobrze.
Gdy wyjechali na Pole Hyrule, niebo było ciemne. Miało lekki odcień krwistej czerwieni.
-Wie ktoś, która jest godzina?- Zapytał Link.
-Coś koło południa.- Odpowiedział Tael.
-To teraz powinno świecić słońce?
- Coś mi się wydaje, że mamy problem, Link. - Rzekła Lina rozglądając się z uwagą. Po chwili wahania wyciągnęła harfę i zagrała pieśń. Na jej twarzy widać było skupienie. Po chwili Zelda zauważyła, że zbladła.
-Niedobrze. Bardzo niedobrze. Moja mama ma problem, siły Ganondorfa szturmują na Miasto w Erathi.
A do tego mama mi powiedziała, że żeby pokonać Ganona potrzeba trzech rzeczy. Miecz królewski ten, który ja noszę, Miecz Tęczowej Barwy, a także króla jakiś koni.
- Co my teraz zrobimy?
Zaczął padać deszcz, który po jakimś czasie przeszedł w burzę. Nagle Epona zarżała i zaczęła galopować na oślep.
-Hej... Zatrzymaj się... Prrrr.... STÓJ!- Link na próżno próbował zatrzymać Eponę. Zatrzymała się dopiero przed zamkiem. Link nie mógł uwierzyć własnym oczom. Owszem, Ganondorf już kiedyś przebudował zamek, ale miał na to siedem lat. A teraz...
Reszta zanim pogalopowała.
- Link, co się stało?
- Sami zobaczcie…
Zamek był koloru czarnego. Olbrzymie wieże wznosiły się do nieba, a po murach wchodzili strażnicy.
- Skąd to się wzięło? - Zadał pytanie brat Liny.
- Połączenie z moim ojcem nie dałoby aż takiego efektu.
-To jak się tam dostaniemy? Chyba Ganondorf nie otworzy nam tak po prostu frontowej bramy? -Powiedział Link.
Nagle brama zamku zaczęła powoli się otwierać, a wszyscy usłyszeli w głowach głos Ganondorfa
-Wejdźcie... Jeśli oczywiście się odważycie...
Lina weszła pierwsza, za nią cała reszta, Carrie na końcu. Brama zamknęła się za nimi.
-Super... Teraz nie mamy którędy wrócić...- Westchnęła Zelda.
Nagle Lina zatrzymała się. Otoczyło ją dziwne światło. Na chwilę jasny blask wszystkich oślepił, a kiedy odzyskali wzrok, Liny już nie było.
-Co... Co się jej stało? -Zapytał Link. Tael podszedł do miejsca skąd zniknęła Lina i powiedział:
-Magiczna pułapka. Jednorazowa.
Link pobladł i zastanowił się przez chwile. No tak, Lina zmieniła się znowu w dorosłą zanim wjechała do zamku. Nagle w głowach usłyszeli głos Liny.
- Link słyszysz mnie?
- Tak.
- Link, słuchaj, telepatycznie nauczę cię pieśni, która was przeniesie do zamku Erathi. Musicie bronić miecza szafirowej róży. I mam jeszcze jedną prośbę. Zajmij się pod moją nieobecnością moim koniem, ta pieśń go do ciebie przywoła.
Link nauczył się hymnu Erathi.
-Nie szukajcie mnie, poradzę sobie!
Ganondorf wie, że nie mogę się przenieść, ale wy możecie.
Tymczasem w Zamku Ganona…
Lina stała pośrodku komnaty bez drzwi. Nie wiadomo skąd rozbrzmiewała strasznie głośna, złowroga muzyka. Rozglądała się przez dłuższą chwilę, aż trafiła wzrokiem na Lorda Czarnej Róży. Sięgnęła po harfę i zaczęła grać melodię zamieniającą w kamień, ale ta upiorna muzyka całkowicie ją zagłuszała.
-I co, droga Lino?- Powiedział Lord -Twoje sztuczki już nie działają? I bardzo dobrze! Możemy stoczyć uczciwy rewanż!
Linie pot pojawił się na czole, powoli wyciągnęła miecz i tarczę z pleców.
Ten sam ruch wykonał jej przeciwnik, równo skoczyli na siebie z mieczami.
Lord Czarnej Róży usłyszał w swojej głowie głos Ganondorfa: „Tylko jej nie zabij, to rozkaz!”
Co chwila ostrza się ze sobą krzyżowały. Lina zauważyła jedną z okazji i zadała cios w zbroje, lecz ta wytrzymała. Domyśliła się, że nie miała szans zasłonić się tarczą. Miecz lorda przebił bez problemu ubranie dziewczyny.
Z rany krew się polała, lecz ona nie zwróciła na to uwagi.
Wiedziała, że przeciwnik ma przewagę. „Ale” - pomyślała – „Nawet, jeśli polegnę, to zginę z honorem".
Sale rozdarł krzyk Liny, dostała w ramię, z którego pociekła krew.
Jej ruchy stały się wolniejsze. Wyciągnęła z kieszeni butelkę z napojem, po czym go wypiła.
Tymczasem w Erathii...
-Witaj matko! Lina wyczuła, że coś się dzieje.- Powiedział Tael.
-Witaj Tael! Tak, niestety źle się dzieje. Armię Czarnej Róży wspomagają teraz siły Ganondorfa. Nasi żołnierze starają się jak mogą, ale nie mają szans. Zresztą, sami zobaczcie.
Królowa wyszła na balkon, a cała reszta za nią. Z balkonu był wspaniały widok na wzgórza... I na bitwę, która się tam odbywała. Wojownicy w błękitnych zbrojach walczyli z armią orków, smoków i masy innych potworów, która przerastała ich co najmniej dwa razy.
-Prędzej czy później przegramy... - westchnęła królowa.
-Matko!- powiedział Tael -Przecież przez wzgórza płynie bardzo szeroka rzeka! Moglibyśmy wspomóc żołnierzy naszą flotą!
-Niestety, synu. Nie możemy.
Wróćmy do zamku Ganona.
Lina po kolejnej serii ataków Lorda Czarnej Róży czuła się coraz gorzej.
,,Jeszcze jeden cios, a będzie po mnie" - pomyślała.
Miecz jej wytrącono z ręki, jedynie tarczą się broniła. Nie mogła użyć łuku, coś jej na to nie pozwalało.
-Zapewne ta muzyka. Kto ją gra?
Piętro wyżej na organach melodie grał Gandorf.
Lord Czarnej róży już miał jej zadać ostateczny cis, kiedy coś go uderzyło w plecy. Odwrócił się i zobaczył wiszący w powietrzu miecz Liny, który atakował go sam z siebie.
-Co to jest? Jakiś nawiedzony miecz?- zapytał Lord.
Nie mając zbytniego wyboru zaczął walczyć. Jednak znacznie trudniej trafić przeciwnika, gdy goni ma, a jest tylko sama broń. Na dodatek miecz latał w lewo i w prawo, co utrudniało sprawę. Miecz zaczął świecić białym blaskiem i atakować coraz szybciej. Przez chwilę wydawało się, że może wygrać.
Ale Lina ma pecha nagle miecz jej opadł i złowróżbna muzyka ucichła.
Usłyszano.
- Na dzisiaj dość Lordzie Czarnej Róży przecież ci rozkazałem byś jej nie zabijał za nie posłuszeństwo czeka cię sroga kara.
A teraz ogłusz ją.
Lord zadał Linie cios płazem w wokół zapanowała ciemność.
Tymczasem w Erathi siły Ganona zaczęły zdobywać zamek.
Tael wydawał rozkazy.
Link szukał miecza szafirowej róży nagle natrafił na pokój z dziecinnymi zabawkami w szkatule zrobionej ze szkła leżał miecz wykonany z szafiru.
Rękojeść była w kształcie róży.
Link schwycił ostrze w rękę ostrze zajarzyło się niebieskim światłem.·Wyszedł z komnaty na korytarzu stała Carrie.
- Link ten miecz jest twój- dała mu miecz mistrza
Tymczasem w zamku Ganona.
Lipne strasznie bolała głowa oparła się na łokciu leżała w jakieś sali.
Cały jej ekwipunek został jej zabrany poza złotą harfą.
Lina wzięła ją do ręki i zagrała pieśń uzdrowienia przy pomocy której wyleczyła swoje rany.
Wstała powoli z ziemi i zaczęła rozglądać się po swym więzieniu.
- Gdzie ja jestem - Pomyślała .
- Czemu rycerz czarnej róży mnie nie wykończył jak miał ku temu okazje -
O co w tym wszystkim chodzi, po co jestem potrzebna Ganonowi?·Przecież nie ma we mnie nic nie zwykłego.·Na wysokiej wieży w zamku Ganona przy oknie stała dziewczyna ubrana w szatę była bardzo podobna do Liny to bez wątpienia jej siostra.
Jeden z żołnierzy Gerudiańskiego króla zszedł do lochów i usłyszał cichą pieśń była pełna smutku, ale i nadziei.
Lina podniosła oczy znad swojej harfy usłyszała wyraźne kroki odrazu przestała grać i odwróciła się plecami do drzwi.
Szczęk zamku sam mówił, że ktoś przyszedł złożyć jej niechcianą przez nią wizytę.
Zaczęło padać, jakby któraś z bogiń płakała nad przyszłym losem Liny. Fale wody spadały na ziemie, wiatr wył wyrywając całe gałęzie z drzew. Trawa tańczyła przy muzyce opadających kropel. Zrobiło się niezwykle mroczno, tak jakby ktoś wylał atrament na panoramę tej krainy. Ziemia zadrżała a piorun rozszczepił horyzont na bliźniacze części. Gwiazdy zapłonęły nienaturalnie krwawym blaskiem, a księżyc zapłonął. Lina wpatrywała się w ów pokaz niezwykłych sił natury, lecz cichy odgłos kroków około metra od niej obudził ja z letargu. Człowiek, o ile to był człowiek z pewnością różnił się od innych. Znad pełnego - czarno szkarłatnego hełmu widać było tylko blado zielone, przymrużone teraz oczy. Zbroja była W podobnych barwach, płytowa, w niektórych miejscach z kolcami z żelaza. Pod brodą wojownika znajdowała się broszka w kształcie pysku smoka, który w zębach przytrzymywał czarny płaszcz spływający jak wodospad aż po kostki. Wizerunek okrutnego rycerza dokańczały żelazne buty oraz miecz w okutej stalową rękawicą ręce. Ów miecz był najbardziej niezwykły. Z licznymi żłobieniami i znakami okultystycznymi, oraz z jelcem przypominającym skrzydła smoka. Na końcu zaś miesza znajdował się kryształ o barwie osocza, który lśnił na wzór księżyca. Odezwał się głos, głos człowieka, który zaprzedał duszę celom nieosiągalnym dla człowieka.
-Przyszedłem, gdyż musisz poznać swe przeznaczenie...
Błyskawica znów przecięła horyzont.
Lina odwróciła się do rycerza, który przyszedł cofnęła się kilka kroków i popatrzyła prosto w oczy nie widział w nich ludzkiego.
- Kim jesteś, czego chcesz? Służysz pewnie Ganonowi.·Jeśli czegoś chce się ode mnie dowiedzieć to nic mu nie powiem.
I nie mam przeznaczenia.
Lina zawahała się przez chwile zaczęła szukać po kieszeniach rzeczy, która paraliżowała nie jej piosenka, ale butelka, w której zamknęła gaz nie znalazła go przy sobie.
-Pewnie znasz przysięgę żołnierzy czarnej róży- zaczął powoli. Lina zmarszczyła brwi, splunęła mu pod stopy, po czym odrzekła
-Nie znam, nie uczę się na pamięć tych herezji i okrzyków chaosu, które nazywacie pompatycznie swym kodeksem- głos jej był drżący, chciała wybuchnąć płaczem, gdyż mieszanka bezsilności i złości panowała w jej duszy. A żołnierz stał w niezmiennej pozycji. Normalnie znając charakter żołdaków czarnej róży zdenerwował się i uderzyłby dziewczynę w twarz. Ale on stał. Stał i patrzył się swym świdrującym spojrzeniem na Linę.
-&"Będę posłusznie oddawał hołd Hrabi Czarnej Róży, będę spełniać wolę jego, będę dążył do scalenia świata, aż do końca żywota" - wyrecytował. Po raz pierwszy od czasu wejścia poruszył się - zamknął powieki i choć przez chwilę blado zielone oczy przestały zadawać wewnętrzny ból. Lina stwierdziła, że jeżeli ma zginąć to woli zatrzymać chociaż wolną wolę. Zbuntowanym głosem rzekła
-Co mnie to obchodzi? Myślisz, ze chorą gadką swojego pana, oby piekło było godne tego drania, zamroczysz mi umysł?
Ręka żołnierza zadrżała a miecz mimowolnie przesunął się w stronę karku Liny.
-Nnn… NIE OBRAŻAJ MEGO PANA!- Wrzasnął w końcu. Dyszał ze złości. Lina w szaleńczym porywie nadziei kontynuowała.
-Myślisz, że w Hrabi jest, choć trochę normalnego umysłu dążącego do "scalenia świata"? Chyba żartujesz! To wariat dążący do bogactwa, dla którego ważna jest tylko władza!- Wrzasnęła uśmiechając się jadowicie. Żołnierz zawył, po czym ciał mieczem płasko z prawa na lewo. Klinga zatrzymała się centymetr od bladego policzka dziewczyny.
-Nigdy więcej tego nie próbuj- wyrzucił dysząc nie ze zmęczenia tylko z gniewu. Nastąpiła cisza, która zagłuszało tylko sapanie żołnierza.
-Ale wracając... właśnie. Dążymy do władzy. Nie chodzi tu o władzę despotyczną. Dążymy do zniesienia jakichkolwiek granic, by cały świat był jednym. Dzięki temu nie będzie wojen. Teraz przelewamy krew by doszło do ładu i porządku pod władzą Ganondorfa.- żołnierz uspokoił się i wrócił do swej starej postawy.
-Żeby cały świat stał się jednym? Ciekawa propozycja. Jednym. Pod krwawymi rządami Ganondorfa. Jednym. Gdzie będzie panował wyzysk a ci "żołnierze" jak nazywacie swoich barbarzyńskich grabieżców żyliby w zamkach ze złota? Ta, to zdecydowanie była by jedność.- Zakończyła w jej mniemaniu Lina. Żołnierz podniósł brwi.
-To, co mówisz nie ma sensu. Zapanuje pokój. Nie będzie wojen, chciwości, czy właśnie wyzysku. Dlatego proponuje ci byś się do nas dołączyła i poznała jak smakuje jedność w prawie i porządku.- Nastąpiła kolejna chwila ciszy, podczas której Lina udawała, iż się zastanawia.
-Tak, to zdecydowanie dobra propozycja... Tak siat byłby zdecydowanie lepszy od tego dzisiejszego.
-Wspaniale, za chwilę pojawi się tutaj zbrojmistrz i wyposaży cię w ekwipunek godny rycerza czarnej róży. Nie pozwolę by tak utalentowana kobieta jak ty walczyła pośród żółtodziobów - zostaniesz od razu moją prawą ręką.- Odrzekł dumnie żołnierz. Zdjął hełm. Okazało się, iż jego był niezwykle młody jak na swoją posturę - nie mógł mieć więcej niż 20 lat. Miał bladą cerę, mały nos, przedtem będące w cieniu hełmu blado zielone oczy oraz kruczoczarne włosy po szyję. Wyszedł zadowolony z siebie. Kilkanaście metrów dalej zatrzymał się w podłużnej sali z czerwonym dywanem na środku, po czym rzekł oficjalnym głosem:
-Udało mi się panie, ona jest po naszej stronie Hrabio Ganondorfie- Osoba, do której skierowane były te słowa obróciła się, po czym odrzekła
-Kogoś takiego mi potrzeba, kogoś takiego jak wasza dwójka. Mając ciebie Garecie oraz ją mamy szansę odbić miecz, na którym nam tak zależy. Nie minie cię nagroda - weźmiesz miejsce tego nieudacznika, którego kiedyś zwano Lordem. Teraz ty nim jesteś, idź i walcz w me imię i dla scalenia świata w ładzie i porządku.
-Aż do zakończenia mego żywota, o panie- Odrzekł wstając Garet. Zawahał się chwile, po czym obrócił się i wyszedł z sali.
-Tael! Zwołaj wszystkich do sali tronowej! -Krzyknął Link.
-Po co?
-Zaufaj mi!
Tael wydał rozkaz stojącemu obok niego trębaczowi i po chwili dźwięk nakazujący wszystkim zebranie się w sali tronowej rozległ się po wszystkich korytarzach. Rycerze zaczęli zbiegać się ze wszystkich stron, niektórzy w biegu zabijali goniące ich stwory. W końcu wszyscy zebrali się w sali tronowej.
Link nagle wyczuł niepokój martwił się o Line.
Lina odczekała aż rycerz wyjdzie.
,, Ganondorf jest głupcem, jeśli myśli, że przekona mnie tak prosto najpierw się stąd wydostane i wrócę do Erathi by pomóc swym ludziom, ale najpierw trzeba poinformować Linka, co i jak "
Schwyciła do ręki swoją harfę i zagrała pieśń przy pomocy której łączyła się telepatycznie z Ludźmi.
W głowie Linka usłyszał głos.
- Link słyszysz mnie to ja Lina.
Słuchaj Link Ganon chce mnie wcielić do swojej armii chce rządzić w pokoju i zgodzie, ale wiem, że tu chodzi o trzy legendarne ostrza.
Jedni jest w moim zamku, drugie jest w zamku w krainie Erel, ostatnie w krainie Hyrule ukryte głęboko pod wodą.·Link ja przybędę do was jak tylko będę mogła jak tylko oddadzą mi broń i wyjadę za miasto wezwę swojego konia i im nawieje a tymczasem wyłączam się.
W głowie Linka nastała pustka.
Lina uśmiechnęła się pod nosem,, Jeśli myślą ze zdobędą miecz szafirowej róży to się grubo mylą.
Żadna zła istota nie może dotknąć tego ostrza a z dobrych tylko wybrani.
Link zwrócił się do królowej:
-Gdzie jest kraina Erel?
-Piekielna Wyspa? Niewiele na północ od naszego królestwa.
-Dlaczego nazywacie ją Piekielną Wyspą?
-Legenda mówi, że znajduje się tam góra, wewnątrz której znajdują się wrota piekieł, których pilnuje demoniczny wilk, za którymi znajduje się legendarny miecz.
-Matko.- Powiedział Tael -Daj nam statek z załogą, abyśmy mogli się tam dostać.
-Niestety, żaden z moich żeglarzy nie odważy się tam popłynąć, z obawy przed potworem morskim.
-Myślałem, że to tylko legenda.
-Niestety, potwór istnieje.
W zamku wśród ciszy rozległy się szybkie kroki.
"Kobieta w armii czarnej róży, ten Ganondorf do reszty zwariował, przecież ktoś taki tylko pogorszy dyscyplinę"- myślał zbrojmistrz. Trzymał w ręku metr, kartkę, ołówek. "Zbroja dla kobiety w armii czarnej róży...". Myśli wędrowały swoją drogą, kiedy w końcu doszedł do celi. Miał już powiedzieć coś, kiedy zdziwienie go obezwładniło- kobieta ów siedziała przy harfie i delikatnie muskała jej struny będąc w letargu. Lina w końcu przerwała.
Zbrojmistrz szybko wyciągnął nóż schowany pod podeszwą buta, po czym poruszył kilka razy ręką w geście karzącym odnieść harfę na bok. Dziewczyna wiedziała, ze w tej chwili nie poradzi nic, nawet gdyby obezwładniła nieznającego się na walce wręcz starego człowieka przed nią. Zostawiła harfę na ziemi.
-D..d..d..dalej z tym!- Jąkał się zbrojmistrz. Groził sztyletem groteskowo. Lina zamknęła oczy upuściła głowę i posunęła harfę w sam kąt pokoju.
-Tylko nie myśl, że ujdzie ci to na sucho!- Odparł już pewny siebie starzec. Nigdy nie lubił magii, uważał to za jedną z tych rzeczy, które nie powinny się znaleźć na świecie.-Zaraz zawołam Lorda!- Dokończył, po czym wrzasnął na cały głos "Lordzie!". Starzec zdziwił się, gdy zamiast pełnej zmarszczek twarz zauważył twarz Gareta.
-Sir Garecie, wiesz może gdzie znajduje się Lord?- Starzec wysapał. W jego oczach zobaczyć można było szaleńcze błyski. Po raz pierwszy zagroził komuś, kto łamał kodeks. Możliwe, że zostanie odznaczony, gdyż uprawianie magii w więzieniu to poważne wykroczenie.
-Głupcze! Ja jestem teraz Lordem, i to z woli samego Ganondorfa! Po za tym nie waż się obrażać swej przyszłej przełożonej!- Odparł nie głośno, ale stanowczo Lord. Zbrojmistrz zamrugał kilka razu oczyma, zaklął, po czym skłonił się i przeprosił, chociaż w sercu panowała czysta zawiść.
-Lino czy za pomocą tego hmmm... Instrumentu uprawiałaś jakieś obrządki magiczne? Odpowiedz mi proszę gdyż niektórzy mogą mieć wątpliwości...- Garet przybrał ton oficjalny. Jego przyjęła wygląd pytający, uprzejmi jednak zniewalająco sztuczny. Lina kontynuowała swój plan stworzony na prędce.
-Nie Lordzie, pogrywałam z radości, iż mogę przyłączyć się do organizacji tak ceniącej pokój...- Pokornie odrzekła. Garet podał jej rękę dłonią do dołu, po czym chwycił harfę. Lina oparła rękę, po czym powstała. Garet podał jej harfę, po czym oboje odeszli. Garet jednak obrócił się w pewnym momencie, po czym rozkazał zrobić starcowi zbroję najprzedniejszą dla przyszłej prawej ręki lorda. Wrócił do dziewczyny, po czym szepnął
-przepraszam za swoich niekompetentnych podwładnych, mam nadzieję, iż więcej nikt nie będzie cię musiał obrażać...- Usłyszawszy to lina przytaknęła, pokazując, że nie musi się tym martwić. Tymczasem starzec zaczął naprawdę się gniewać.
"Nie wyszła nawet z więzienia a już zawróciła naszemu Lordowi, oj przyszły ciężkie czasy dla nas, szczególnie podczas wojny..." Myślał starzec...
Lina spojrzała na świeżo upieczonego Lorda.
- Panie musze ci wyznać, że ja nie przepadam za zbrojami, ale jeśli to konieczne mogę ją założyć.
Lina uśmiechnęła się pod nosem,, Ta harfa to najpotężniejsza broń, jaką teraz mam ".
Lord wszedł z nią do jakieś wieży i kazał oddać ekwipunek Liny.
Poszedł z nią do stajni i pokazał jej konie.
Ona jednak powiedziała ze nie potrzebuje konia.
Wyszła przed stajnie i zagrała pieśń przywołująca Gerudiańskiego ogiera.
Po chwili, gdy Lord wyszedł zastał kilku żołnierzy z rozdziawionymi buziami koło Liny stał naprawdę olbrzymi koń nawet król nie mógł się takim pochwalić tymczasem rumak oparł swoją głowę o ramie dziewczyny. Sir Garet podszedł bliżej.
Koń miał na sobie zbroje nabijaną kolcami a siodło miał ze złota z kilkoma ozdobami.
- Chyba ci nie wspominałam, że jestem księżniczką- rzekła Lina z uśmiechem.
-Ciekawa jestem, czy Ganondorf też ma takiego konia.
-O, nie.- Powiedział Garet -Ganondorf w ogóle nie ma konia.
-Jak to?- Zdziwiła się Lina -Będzie maszerował?
Nagle pokrył ich olbrzymi cień. Lina spojrzała w górę i zobaczyła Ganondorf dosiadającego smoka. Wylądował, unosząc w powietrze tumany kurzu.
-Przyznasz Lino, że przy tym twój konik nie wygląda tak wspaniale. Oczywiście, poza wielką siłą mój wierzchowiec ma jeszcze jedną dużą zaletę- lata. A ja jako przywódca muszę mieć widok z góry na pole bitwy.
Koń Liny podszedł do smoka i prychnął mu w twarz. Smok otworzył pysk i ziewnął. Koń Liny cofnął się, a po chwili wszyscy wokół poczuli niesamowity smród. Kiedy Lina już ochłonęła, zapytała Ganondorf:
-Do jakiej bitwy my się właściwie przygotowujemy?
-Myślałem, że jak zdobędę zamek to tak jakbym zdobył już całe królestwo. Tymczasem pozostałe rasy- Goroni, Zory i Gerudo, utworzyły sojusz.
-A Kokiri.
-Nie bądź śmieszna. Po pierwsze, nie mogą opuścić tego swojego lasu. Po drugie, to są dzieci, a nie wojownicy. Tak czy inaczej, pozostałe rasy utworzyły sojusz i zebrały się w jednym miejscu.
-Gdzie?
-W fortecy Gerudo. Twierdzą, że dopóki jej nie zdobędą, nie zdobędą Hyrule.
- hmm no tak.
Lina zerknęła na swojego konia.
Podeszła do niego i go podrapała za uchem.
- Tornado jesteś warty dwadzieścia takich smoków- szepnęła mu do ucha - i jesteś jedyną dla mnie szybka drogą ucieczki.
Ale jeśli chodzi o smoki to przy pomocy kilku pieśń mogę nawet zapanować nad smokiem tylko sprawdzę czy jest jakiś w pobliżu.
Szybko zagrała pieśń, w której nie można było odróżnić nut i nagle z chmur wyfrunął niebieski smok i się rozejrzał Lina nie przestawała nawet ma chwile w końcu smok wylądował koło niej i popatrzył nią jak wierny pies.
Ganondorf przypomniał sobie skrawek legendy,, Dziewczyna władająca smokami a także końmi robi się coraz ciekawiej a do tego używa do tego tej harfy''.
Ganondorf zmrużył oczy patrząc na harfę. Skądś ją znał, a wspomnienie z nią związane nie było miłe. Garet patrzył się na swego pana, próbując rozszyfrować jego myśli. W końcu wódz zszedł na ziemię, podszedł do smoka, po czym szepnął mu do podłużnego ucha
-Pamiętasz tą harfę Ercon?- W odpowiedzi smok wypuścił parę z nozdrzy. W głowie tymczasem Ganondorf usłyszał w głowie długie podłużne, pełne jadu Tak.
-Ale skąd, Erconie, skąd?- Nerwowo drapał się po brodzie. Lina zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się jego dziwne zachowanie,. oraz ten wzrok, który ciągle szukał harfy za jej pazuchą.
-Podaj to dziecko- rzekł w końcu Ganondorf a jego wielka dłoń zwróciła się w stronę dziewczyny. Z pewnością nie podobało się jej jak mówią jej per" dziecko", ale nie widząc innego wyjścia podała harfę. Twarz wodza czarnej róży okazała wielkie zdziwienie.
-Niezwykłe, skąd masz tą harfę?
-Zzz...zzz...Znalazłam nad rzeką, wypłynęła nad brzeg- odparła przerażona agresywnym tonem.
-Znaleźć legendarną harfę Nayru w rzece, a to historia!
Lina lekko zbladła.
- Legendarna harfa Nayru, ja nie wiedziałam.
Lina się zamyśliła,, To było wtedy przy moich narodzinach duchy przodków podarowali mi tą harfę mówiąc coś o legendzie to nie była tylko harfa, lecz też miecz szafirowej róży na to wychodzi ze moje przeznaczenie się spełni''.
Ganondorf przerwał cisze.
- Chwilowo zabiorę te harfę.
Nagle jęknął i opuścił harfę na ziemie.
Harfa zaczęła grać sama z siebie melodię nieznaną nikomu nawet Linie.
Lina zerknęła na swojego konia coś był nie tak.
Rumak miał teraz czerwone oczy a z nozdrzy unosił się, co jakiś czas dym kopyta świeciły jak rozżarzony węgiel.
Nagle nie tylko Ganon, ale i żołnierze usłyszeli stukot kopyt nagle zaczął padać deszcz z mgły wyłonił się sześcionogi koń a na nim siedział rycerz o czerwonych oczach.
Rycerz wyciągnął miecz i skoczył na koniu na Ganona nie zabił go, ale ogłuszył.
Zatrzymał konia i odwrócił się do Liny.
- Lina ofiarowuje ci moc Eratyńskiego bohatera weź ten miecz.
W ręku dziewczyny pojawiła się broń a także przy pasie wisiał harfa.
Lina nie zwróciła żadnej uwagi na rycerzy, którzy stali wmurowani podeszła do konia i się na niego wspięła zagrała hymn Erathi i zniknęła im sprzed nosa.
Teraz wróćmy do Erathi.
Niewielka garstka żołnierzy wpatrywała się w drzwi do sali tronowej. Miały bardzo małe szanse na przetrwanie następnego ciosu. I nie przetrwały. Z hukiem opadły na ziemię, a do sali wlała się fala rycerzy Czarnej Róży i orków. Link wiedział, ze nie mają szans. Był pewien, że reszta też o tym wie. Ale mimo to walczyli. Walczyli do końca, mimo że ich ilość malała z każdą minutą. Nagle pośrodku sali błysnęło światło. I zgasło. Po chwili w tym samym miejscu pojawił się słup niebieskiego światła, które zabarwiło cały pokój. Nagle w słupie pojawił się olbrzymi koń, a na nim Lina, trzymająca w ręku wielki miecz. Z nozdrzy konia zaczął wylatywać niebieski dym, który rozchodził się po całym zamku. Wszyscy spojrzeli w stronę słupa światła.
Lina długo się nie wahała machnęła mieczem w powietrzu pierwsze szeregi wroga padły martwe. Następne stanęły jak wryte.·Olbrzymi rumak zaszarżował na nich.
A w ścianie zamku nagle zrobiła się dziura i zerknął przez nią smok.
Po chwili ci co się wdarli byli wycięci w pień Lina która wróciła dała im nową nadzieje.
Smok zionął kilka razy i wroga armia została zdziesiątkowana nie dobitki zostały wzięte do nie woli.
Lina nagle rzekła- Witajcie wszyscy.
Uśmiechnęła się mam nadzieje że przybyłam w samą porę.
Potem opowiedział im co robiła od ich rozstania.
Rzekł Tael - Lina mamy problem nie wiemy jak dostać się na piekielną wyspę.
Lina na chwile się zamyśliła.
- Żeby przepłynąć koło tego potwora trzeba być czystym jak płótno
albo śnieg a takie tylko są dzieci. Nauczę was pieśń która zmieni nas w niewinne dzieci potwór morski wtedy nas nie tknie.
Lina zagrał szybko pieśń i stała się dzieckiem tak jak reszta naszej czwórki.
-Lina... Ten miecz jest chyba twój....- Powiedział Link podając jej Miecz Szafirowej Róży.
-Dzięki. No, to ruszajmy po drugie ostrze. Matko, możesz nam dać statek z załogą... Ale taką, która nie bałaby się zamiany w dzieci?
- Dobrze kochanie.
Lina i reszta zebrała załogę zamieniła ich w dzieci i wyruszyli na piekielną wyspę Lina stała na dziobie.
W odpowiedniej pozie wypatrzyła głowę potwora morskiego który tylko spojrzał i zanurzył się w wodę cali i zdrowi dotarli do wyspy.
- Zaczekajcie tu - rzekła do marynarzy i poszli do jaskini.
Drużyna szła długimi godzinami przez sieć korytarzy, która tworzyła prawdziwy labirynt. Link odnosił wrażenie, że kręcą się w kółko. W końcu doszli jednak do czegoś w rodzaju dużej komnaty, do której dochodziła niezliczona ilość korytarzy. Lina zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać.
-Co się?..- Zaczął Link, ale Lina uciszyła go ruchem dłoni. Nagle się wzdrygnęła i powiedziała:
-Do tunelu! Tego, z którego przyszliśmy!
Drużyna wróciła do tunelu. Lina kucnęła w cieniu i gestem nakazała to samo zrobić innym. Czekali w milczeniu, nasłuchując. Po około minucie, usłyszeli przeraźliwy dźwięk. Przypominał on trochę skrzeczenie dzikiego ptaka, ale był znacznie... straszniejszy. Linka ogarnął strach, poczuł zimno. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Link miał wrażenie, że zaraz coś mu rozsadzi czaszkę od środka. Spojrzał na innych. Lina zatykała uszy z całych sił, Zelda leżała na ziemio powstrzymując się od płaczu, a Carrie waliła pięściami w ścianę. Jedynie Tael zdawał się być odporny na ten dźwięk. Nie cierpiał, a nawet wręcz przeciwnie. Miał minę jakby słuchał wyjątkowo pięknej muzyki. Linkowi wydało się to dziwne. Jednak po chwili dźwięk w jego głowie nasilił się tak mocno, że nie mógł już myśleć o niczym innym.
Tael podniósł oczy jego spojrzenie poszło na olbrzymiego wilka, który wetknął łeb w tunel i zaczął węszyć. Nagle coś zaczęło zagłuszać ten dziwny dźwięk, muzyka pochodziła z harfy Liny.·Linka przestała boleć głowa i podniósł oczy.·Lina stała na przeciwko potwora i grała na harfie koło niej stał Tael i grał jakąś pieśń na flecie.
Potworowi zaczęła się głowa kiwać i powoli osunęła się na łapy.
Lina- Tael graj dalej.
Ja pójdę po legendarny miecz.
Choć ze mną Link myślę że spotkamy parę demonów.
Lina ruszyła w kierunku jaskini z której wydobywały się dymy.
Tymczasem w fortecy Gerudo...
Smok przyzwany przez Line skierował się do fortecy z rozkazu Liny miał jej bronić był o wiele bardziej doświadczony od smoka Ganona nie po to nazywał się Bahamu.
Skądś znał ten dźwięk, pamiętał, lecz kiedy chciał sobie coś przypomnieć marzenia, złudzenia i pamięć wirowały tworząc jedno. Nagle, w głowie jakby przestawił się pewien trybik, i kołek zatrzymujący posunięcia kół zębatych w mózgu się złamał. Link chwycił okarynę po czym zagrał melodię wysoką, która rozbrzmiała odbijając dźwięki od ścian przez co zdawało się że kilka osób na raz grało ta melodię. W końcu Linka otoczył klosz światłą, który wystrzelił do góry. Całą salę i cały labirynt wypełniło światło, które niczym zwiastując nowy dzień pokonywały mrok. W końcu dźwięk ustał, na końcu zaś zabrzmiał krzyk.
-Tak myślałem- szepnął Link, jednak wyczulone zmysły wszystkich innych po tej makabrze, pozwoliły im to usłyszeć.
-Co się stało?- Lina odpowiedziała tym samym szeptem.
-To dość oczywiste i bardzo... ciekawe. Znasz może pieśń umarłych?- Zelda przejęła głos patrząc się na zdobienia na ścianach i suficie.
-Tak, umarli czasami śpiewają pewną pieśń, która paraliżuje, albo omamia...
-Właśnie tak było, na końcu tego labiryntu był jakiś umarły, ktoś specjalnie wybudował akustyczny labirynt... Bardzo niemiła mieszanka, ale dlaczego Tael ty nie czułeś tego bólu?- Zrobiło się dość nieprzyjemnie. Tael popatrzył na nich, w kocu w geście bezradności pod nosem powiedział "przepraszam panie". Obraz Taela jakby się zmył, powoli spływał na ziemię a na ego miejscu pojawił się rycerz Stalfos. Jego szybki sztych wyleciał na Lina ta jednak jakimś niepewnym ruchem odbiła miecz. W tym czasie Link ciął z lewa na prawo na wysokości głowy przeciwnika, lecz Stalfos zablokował cios tarczą. Impet uderzenia odrzucił Linka do tyłu - niemal nie przebiłby Zeldy. Lina zaatakowała z wyskoku jednak Stalfos, który przeważnie nabierał się na tą sztuczkę i nie wiedział co zrobić, teraz zręcznie uskoczył po czym uderzył jelcem miecza w tył głowy Liny. Dziewczyna zemdlała. W korytarzu było ciasno i Carrie mimo iż chciała nie mogła czasami dojść do Stalfosa ze swym mieczem. Bała się też, iż zaatakuje, kiedy Link wykona jeden ze swoich dynamicznych wyskoków, i przetnie go przypadkowo. Bohater czasu tymczasem próbował dojść do jakiejś sytuacji, kiedy mógłby wykorzystać swe atuty - nie lubił walk w ciasnych korytarzach. Stalfos próbował zmylić chłopaka najpierw ciosem w pustą przestrzeń, potem sztychem, który jednak zatrzymał się na hyliańskiej tarczy. Umarły nie poddawał się, ciał znowu, tym razem z góry na dół, lecz wykorzystując sporą powierzchnie wolną, Link zrobił piruet, ominął cios, po czym z wielkim impetem uderzył na ślepo w stronę wroga. Cios znowu sparowała tarcza, która rozsypała się pod wpływem ciosu. Rycerz umarłych zaczął walczyć jeszcze bardziej ofensywnie, jednak każdy jego cios zatrzymywał się klika centymetrów od Linka - na jego paradzie. Link znowu zauważył szansę - Stalfos pchnął mieczem, z dużym impetem. Nie zawsze się Linkowi udawała sztuczką, którą chciał teraz zrobić, ale spróbował, kiedy cios był jeszcze w początkowej fazie wykonania, Link wyskoczył. Miecz zatrzymał się w miejscu gdzie przed chwila stanął Link, ale okazał się, że wskoczył on na miecz. Zdezorientowany wróg nie wiedział, co zrobić, natomiast Link z wigorem nadal stojąc na ostrzu miecza odciął głowę, która odbijając się od ściany spowodowała kolejną serię ech związanych z akustyką labiryntu.
-To nie był zwyczajny Stalfos, ktoś nim kierował telepatycznie. Ten ktoś, naprawdę dobrze walczył, gdyby nie krucha tarcza, może bym przegrał. - Link zdyszany oznajmił. Zelda tymczasem zaobserwowała cos innego
-Dlaczego on nie przestał istnieć kiedy zagrałeś piosenkę? I gdzie jest Tael?
-Prawdopodobnie chodzi tu o pewną barierę umysłową - ktoś naprawdę się postarałbyśmy zmierzyli się z tym umarlakiem.- Link rozdeptał kości, które rozsypały się, a pył poleciał w stronę wyjścia.
-Tael jest na powierzchni, został złapany przez czarną gwardię.- Oznajmiła Lina wstając z ziemi i masując sobie głowę. Zelda uśmiechnęła się, poczym podała jej czerwony napój w małym flakoniku. Lina wzięła, po czym przechyliła flakonik do góry. Ciepła czerwona ciecz powoli rozlała się jej po gardle. Poczuła się znacznie lepiej.
-Gdzie idziemy najpierw? Po mieczy czy po Taela?- zapytał się Link. Zelda wzruszyła rękami, Carrie udawała zamyśloną.
-Wychodzi na to ze wybór należy do ciebie, gdyż ja też nie wiem, co zrobić - w końcu powiedziała Lina. W głębi serca chciałaby stąd wyjść po brata, ale przyszli tutaj po miecz...
Lina podniosła głowę- Najpierw po miecz- odpowiedziała.
- Miecz może wpaść w łapy Ganona a Tael zna dobrze pieśń zmiany w dziecko. Telepatycznie nauczę go pieśni zmiany we wróżkę.
Ale chodź Link lepiej po miecz tym mieczem może się posługiwać ten, kto szanuje prawo a ja do tych osób nie należę.
- Rozumiem chodźmy po miecz a potem ocalimy Taela.
Lina ruszyła w kierunku otworu jaskini za nią poszedł Link było mu strasznie gorąco, ale starał się na to nie zwracać uwagi.
Przed nimi stał postument a w nim tkwił miecz.
Lina szybko do niego podbiegła i przeczytała napisy na nim.
- Link twoja kolej ty możesz wyciągnąć ten miecz przecież ja posługuje się tylko trzema.
Link podszedł do miecza i go wyciągnął.
Wyszli z miejsca.
Lina rozejrzała się za ich towarzyszami, ale nie mogła ich znaleźć nagle usłyszała krzyk.
Pobiegła do jednego korytarza i...
Nasza ekipa walczyła z czymś co przypominało połączenie wielkiego żuka z jeszcze większą dżdżownicą. Potwór wyglądał na przestraszonego. Lina zobaczyła tunel, którego jeszcze przed chwilą nie było.
-To tylko nieszkodliwy Kopacz! Zostawcie go!
-Nieszkodliwy? - odpowiedział Link -To coś chciało nas zabić!
-Musieliście go przestraszyć. One nie są agresywne.
Nagle z nowo powstałego tunelu wyszła grupka ludzi. Stojący na czele brodaty mężczyzna zapytał:
-Dlaczego zaatakowaliście naszego Kopacza?
-Chciał nas spryskać jakimś kwasem!- odpowiedział Link.
-Niemożliwe. On jest tresowany. No, chyba że...- Mężczyzna pomyślał chwilę - Stanęliście mu na drodze! No jasne! Moglibyście się przesunąć trochę w lewo?
Drużyna posłusznie wykonała polecenie, a Kopacz spryskał ścianę, pod którą przed chwilą stali kwasem ze swojej paszczy. Następnie zaczął ją skrobać końcówkami szczypiec.
-Tworzy nowy tunel. -wyjaśnił brodaty mężczyzna- A tak w ogóle, co was sprowadza do Erel?
Link zerknął na miecz i schował go za plecy.
Lina - Jam jest Lina księżniczka Erathii przyszliśmy tu po legendarny miecz, który może nam pomóc zniszczyć Ganona.
Przywódca grupy ludzi- Co udało wam się go wyciągnąć ale piekielny miecz mógł tylko wyciągnąć bohater czasu.
Link - Ja jestem bohater czasu.
A co w tym czasie robił Ganon...
Ganondorf siedział na początku swej armii i rozmyślał,, Ten smok, którego wezwała ta dziewczyna, kim on jest? Wiem tylko tyle co nic.''
Żołnierz - Panie dojeżdżamy.·- Doskonale.
Gerudianki przygotowały się do obrony, jednak nawet Ganon nie spodziewał się tego nad fortecą leciał w miejscu smok ubrany w zbroje na jego grzbiecie ktoś siedział.
Rycerz w czarnej zbroi z czerwonym błyszczącym mieczem w dłoni.
Był to zbudzony duch, który zamieszkiwał ostrz piekieł przybyłby pomóc odeprzeć atak byłego króla pustyni.
Na most oddzielający obie armie wjechała Nabooru trzymając w ręku chorągiew. Ganondorf przyjrzał się jej uważnie. Przedstawiała twarze Gorona, Zory i Gerudianki. Duch na smoku leciał dokładnie nad nią. Zatrzymali się połowie mostu.
-No tak. -szepnął Ganondorf.- Garet! Weź chorążego i wjedź na most.
-Ale... nie zaatakują nas?
-Bez obaw.
Garet wykonał polecenie. Ganondorf leciał na smoku nad nim, dokładnie jak duch nad Nabooru. Doszli do połowy mostu.
-Ganondorf!- Krzyknęła Nabooru - Nie masz szans! Być może pokonałbyś każdą rasę z osobna, ale teraz jesteśmy jednością! Na dodatek przybył tu ten duch, który pomoże nam się bronić!
-Biedna, naiwna Nabooru! Naprawdę myślisz, że ten duch przybył tu żeby wam pomóc? Nie! On strzeże miecza! I chce mnie powstrzymać przed jego zdobyciem.
-Gdyby chciał uchronić miecz przed tobą, siedziałby w jakieś kryjówce, a nie wychodziłby z nim naprzeciw tobie, ułatwiając ci pracę.
-To, co on trzyma w ręku, nie jest prawdziwym Piekielnym Ostrzem. Prawdziwe jest, tak jak mówisz, w kryjówce. On chce wykorzystać po prostu was do pomocy.
Duch nie odezwał się ani słowem. Nabooru zauważyła, że w ogóle się jeszcze nie odzywał. Ale i bez tego wiedziała, że Ganondorf mówi prawdę.
Duch powiódł po armii Naboru wzrokiem.
I krzyknął - Przybywajcie armię piekielne chrońmy miecz zanim nie nadejdą wybrani i pokonajmy na jakiś czas króla zła.
Na murach zamku Naboru.
Pojawiły się półprzezroczyste postacie.
U naszej czwórki.
Lina wyczuła nie pokój u ras z Hyrule.
Ciężko westchnęła i wzięła miecz róży - Link zabierz ten miecz ja musze wrócić di Hyrule i poprowadzić armie przeciw Ganonowi.
Lina zagrała jakąś pieśń i znikła.
Wróćmy do Ganona.
Nagle Koło Naboru pojawiła się postać w czarnej zbroi i w czarnym hełmie ta osoba siedziała na koniu, który Garret od razu rozpoznał.
Bez wątpienia siedziała na nim Lina.
Jednak jej oczy świeciły się na czerwono.
Jej koń stanął dęba.
Z olbrzymim mieczem w ręku wyglądała wspaniale.
Za pasem dyndała harfa.
Która zaczęła grać pieśń.
Lina- Nie poddawajcie się. Ja poprowadzę twoją armię Naboru.
W ręku błyszczał miecz Eratyńskiego bohatera.
Na wyspie tymczasem Link wyszedł z jaskini. Nie było to z pewnością wyjście, jakiego się spodziewał - zamiast jasnego nieba przywitały go czarne smoko podobne istoty, a na nich siedzieli osobnicy w czarnych zbrojach z kuszami. Szkarłatne płaszcze powiewały za nimi.
-Jeżeli cenisz swe życie rzuć całe swe uzbrojenie jak najdalej od siebie!- krzyknął jeden z nich. Link nie wiedział który, gdyż kiedy tak krążyli nad głową trudno było rozpoznać skąd pochodził dźwięk. Chłopak obrócił się po czym podniósł brwi pytająco. Zelda szepnęła "Czarna gwardia, legendy twierdzą że nigdy nie chybiają". Link podszedł parę kroków do przodu.
-Farore pomóż mi bom w potrzebie!- wrzasnął. Odpowiedziały mu tylko śmiechy gwardzistów. "Rzuć miecz" powiedział jeden z nich.
-Nie puszcze tej broni. To Miecz Mistrza, legendarne ostrze, które przeznaczone jest by zło odpędzać, a nie mu się kłaniać. To ten miecz wielokroć zabłysnął w ogniach bitew, tak starych że pamięć o nich już bije tylko z tego właśnie miecza. I to ten miecz pozbawi was życia!- Jak na sygnał dziesięć bełtów poleciało w stronę Linka. Wbiły się one w ziemię, gdyż cel był kilka metrów wyżej. Kolejna salwa wystrzeliła w jego stronę i wydawało się, że teraz Hylianin nie ma żadnych szans - będąc w powietrzu nie miał możliwości manewrować, lecz bełty po kolei odbijało się od miecza, który w zawrotnej prędkości kończył lot pocisków. Bohater upadł na ziemię, po czym podbiegł szybko do skały i odbijając się od niej złapał za ogon smoka. Wdrapał się on na tułów, po czym zepchnął jednego ze strażników. Ciało poleciało z wrzaskiem uderzając w ziemie z wielką siłą.
Link szybko zniżył lot i podleciał do reszty przez chwile tamci zgłupiali ale po chwili miał lecieć kolejna salwa.
Ale z wód wyszła głowa smoka.
Był to władca mórz Levitan.
Rycerze patrzyli się na niego zahipnotyzowani.
Smok zaczął ryczeć wody się spiętrzyły i wylały się na czarna gwardie smok znowu zniknął w wodzie.
Link utrzymał się na smoku i zniżył lot schwycił za rękę zelde po jakimś czasie cała trójka siedziała na smoku.
Zgodnie ze wskazówkami Liny ruszyli ku królestwie Hyrule zdobyć Legendarny miecz.
Link z czasem wyczuł, jak prowadzić smoka.
-Trochę jak Epona, tyle tylko, że lata.
-EEeeee Link....- zaczęła Zelda -Cieszę się, że się dobrze bawisz, ale chyba o czymś zapomnieliśmy...
Link gwałtownie zahamował bestię.
-O czym?
-O TAELU!
-A no tak.... Czyli pewnie teraz musimy go szukać?
-Nie musimy.- powiedziała Carrie -Spójrzcie w dół.
Link i Zelda popatrzyli na ziemię. Stado czegoś, co wyglądało na 10-metrowe zmutowane gołębie bez skrzydeł biegło przed siebie. Na grzbiecie jednego z potworów leżał Tael, cały obklejony jakąś szarą mazią, przez co przypominał kokon.
-No dobra smoczku. -powiedział Link- Pikuj, zioń, ogniem lub rozszarp te bestie pazurami. Mnie to obojętne, byle byś je pokonał.
Smok spojrzał na Linka. W jego oczach można było wyczytać strach.
Komentarze
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.